P o l
s z e
w i c y
Chwalę bolszewików.
Polskich bolszewików. Tej resztówki, która pozostała po czystkach lat
trzydziestych w Związku Radzieckim. Wśród nich wielu było Żydów. Nie należy ich
nazywać komunistami. To nie byli komuniści w pojęciu encyklopedycznym. To
pojęcie pojawiło się w 19-tym wieku i określało pewien zestaw pojęć
politycznych i społecznych i wyznawców
tych pojęć określano komunistami. Teoretycy komunizmu głosili
konieczność tzw. uspołecznienia środków produkcji, nie określając mechanizmu
funkcjonowania tej formy własności. Marks pochwalał powstałą w Paryżu w 1858
roku spółkę pracowniczą malarzy (?),
jako formę uspołecznienia. W 1922 roku w łonie Wszechzwiązkowej Partii
Bolszewików (WKPB) powstała opozycja
robotnicza, która postulowała ni mniej ni więcej, jak akcjonariat pracy. Nie
były to formy uspołecznienia, które utożsamiano z komunizmem. Zbliżone formy postulowali syndykaliści i
kooperatywiści (Edward Abramowski). Prawdziwy komunizm
funkcjonował w wspólnotach pierwotnych, panuje w zakonach i monastyrach, bo w
tych organizacjach wszyscy pracują, niema indywidualnej własności i wszyscy
dzielą się po równi wytworzonymi produktami. Do tych formacji określenie to
dokładnie pasuje. Natomiast do formacji wymyślonych przez tzw. klasyków i
innych teoretyków komunizmu, określenie to nie powinno mieć zastosowania.
Ci, których współcześnie nazywano komunistami,
byli w istocie bolszewikami. Przyjęli oni
ideologię partii bolszewickiej, która na miejsce nieokreślonego
"uspołecznienia" wprowadziła
formę własności środków produkcji pod postacią upaństwowienia, a ludzie pracy
stali się pracownikami najemnymi wielkiego syndykatu, to jest państwa. I ta
doktryna była obowiązująca. Dlatego tych, których nazywano i nadal nazywamy
"komunistami", powinno nazywać się "bolszewikami".
Otóż bronię polskich
bolszewików. Tych, którzy pozostawili nam w spadku Polską Rzeczpospolita
Ludową, a w konsekwencji, dzisiejsza Polskę. Cokolwiek złego uczynili,
jakiekolwiek błędy popełnili, to jednak ich koncepcja i ich działania
polityczne były najbardziej racjonalne i w sytuacji ówczesnej polskiej racji
stanu uzyskali optymalne korzyści. Każde inne rozwiązanie było w tamtych
warunkach niekorzystne. Oto uzasadnienie.
Brak na terenie ZSRR ośrodków polskich
bolszewików, lub ich odmowa współpracy z ZSRR, jeżeliby na taki gest się
zdecydowali z uwagi na okrucieństwo i zdradliwość Stalina, co teoretycznie
powinno nastąpić, także z uwagi na własne prześladowania, zaowocowałby pustką
polityczną po stronie wschodniej i brakiem polskich formacji wojskowych przy
boku Armii Radzieckiej. Strona wschodnia
nie miałaby żadnego udziału w wyzwoleniu kraju spod okupacji niemieckiej. W tej
sytuacji jedynym pretendentem do władzy w Polsce byłby rząd londyński. Na takie
rozwiązanie na pewno nie zgodziłby się Stalin. Za zgodą zachodnich aliantów
zainstalowałby w Polsce zarząd komisaryczny do czasu "wolnych
wyborów". Komisarzem zostałby zapewne gen. Konstanty Rokossowski. I taki
stan zapewne pozostałby na trwałe."Wolne wybory" zatwierdziłyby
zapewne powstanie 17 republiki. Opór
zbrojnej opozycji, bo taka by narastała, doprowadziłby do dodatkowych cierpień
i wyniszczenia. Polska i świat zostałyby postawione przed faktami dokonanymi. W
naszej obronie nie stanąłby nikt. Alianci zachodni zatwierdziliby takie
rozwiązanie.
Nie musiałoby ono
być całkowicie niekorzystne. Do Polskiej
Republiki Rad zostałby zapewne włączony Lwów i Królewiec, bo dla Stalina nie
miałoby wtedy to znaczenia, do której republiki miasta te należą, oba miasta należałyby
do ZSRR. Polska i społeczeństwo polskie, jako społeczność o kulturze
zachodniej, bardziej atrakcyjnej dla wielonarodowej społeczności ZSRR
,wywierałaby z biegiem czasu swoisty wpływ na te społeczności, jak to dawało
się zaobserwować przez lata PRL-u. Po rozpadzie ZSRR pozostałaby Polska z
Lwowem i Królewcem. Niedogodności i zależności związane z 17 republiką nie
byłyby wcale większe, jak za PRL. Pogląd abstrakcyjny, ale przecież tego się
elity polityczne orientacji londyńskiej obawiały.
Natomiast oczekiwania, działania i zabiegi polityków
londyńskich były na wskroś nieracjonalne. Ich uporczywe, dyplomatyczne i
polityczne zabiegi o powrót do granic z 1937 roku, lub granic zbliżonej, były z góry skazane na
niepowodzenie i dyplomaci polscy, włącznie z gen. Sikorskim, mieli obowiązek o
tym wiedzieć. Co więcej, powrót do tych granic stałby się dla Polski tragedią.
Na terenach wschodnich toczyłaby się permanentna wojna domowa i tereny te w
końcu odpadłyby od Polski. Utracilibyśmy nie tylko Lwów, ale i Przemyśl, może i
Rzeszów, Białystok, Hrubieszów, Suwałki, puszczę białowieską i inne tereny.
Natomiast nastąpiłoby odtworzenie Rzeszy Niemieckiej, a Polska zostałaby
zredukowana do kawałka terenu w rodzaju Księstwa Warszawskiego.
Jeszcze w grudniu
1944 roku premier Arciszewski deklarował brak zainteresowania Wrocławiem i
Szczecinem. Natomiast bolszewikom nie można odmówić walki o Lwów. I Oskar Lange
i Berling zabiegali u Stalina o przyznanie Polsce Lwowa. Można zrozumieć obóz
londyński, zaszokowany mordem katyński, lecz nie usprawiedliwia to jego błędnej
polityki. Co więcej, ta zbrodnia powinna uprzytomnić tym ludziom beznadziejność
ich zabiegów oraz zmienić ich orientacje, jak to niedwuznacznie sugerował
Churchill. Nakazem chwili w tym okresie było dyplomatyczne ustalenie losu
oddziałów akowskich po ich zetknięciu się z Armią Radziecką. Ustalenie na
szczeblu aliantów, a nie pozostawienie ich własnemu losowi, lub kierowanie ich
przeciwko Rosji. Nie było innego wyboru. Wielkie rzesze polskich patriotów
uchroniono by niewątpliwie od zagłady, niewoli i rozproszenia.
Powstanie ZPP i PKWN, a przede
wszystkim I i II Armia Wojska Polskiego
w Rosji Radzieckiej stanowiła polski wkład w wyzwolenie kraju. Ten wkład dawał
moralną podstawę do zabiegów dyplomatycznych o przyszły kształt terytorium
Polski. Bez udziału Polaków po stronie wschodniej w walkach z okupantem, Alianci
mogliby się nie liczyć z oczekiwaniami Polaków. Dzięki jednak temu
udziałowi, okupionemu stratami i cierpieniami, Aliantom zachodnim
dość łatwo przyszło przełknięcie utratę przez Rzeszę Niemiecką naszych Ziem
Zachodnich po Nysę Łużycka i Szczecina. Polska tak ukształtowana wtedy
pozostała do dzisiaj.
Przeciwko opcji
londyńskiej należy wysunąć i taki argument. Niektórzy politycy tamci liczyli na
powrót do władzy w Polsce w wyniku ...trzeciej wojny światowej. Dla nich taka
wojna była nieuchronna i …upragniona. Istnieją tego dowody. Takie oczekiwania i
pragnienie nie zasługują na nic innego, jak na potępienie. Taka wojna toczyłaby
się głównie na terenach samej Polski i doprowadziła do już totalnego
zniszczenia kraju. Zwycięstwo Zachodu spowodowałoby rozpad ZSRR. Powstałaby
wolna Ukraina ze Lwowem, Przemyślem, Chełmszczyzną, Białoruś z Białymstokiem,
Hajnówkiem i Puszczą Białowieską, Litwa z Augustowem, Sejnami i terenami
przyległymi, a Polsce nie przyznano by ziem zachodnich, bo przecież ta wojna
toczyłaby się z udziałem odrodzonych wojsk
niemieckich. Na resztówce ziem polskich panowaliby zapewne pogrobowcy i
spadkobiercy Piłsudskiego. Może.
Za to zwycięstwo
ZSRR przyniosłoby zapewne nam jakieś
korzyści , może w postaci przyłączenia do Polski Łużyc? Przydzielenia Polsce
strefy okupacyjnej? Byłyby to problematyczne korzyści w obliczu totalnego
zniszczenia kraju. Dopiero rozwój broni atomowej i jej posiadanie przez ZSRR
ostudziło takie mrzonki.
Powyższy wywód jest
dzisiaj anachroniczny i utopijny, znajdują się jednak i obecnie opcje
polityczne, gloryfikujące tamtych politycznych "myślicieli", a ich
poglądy mają wzięcie i katastrofalny wpływ wychowawczy na obecne pokolenie. Nie
należy zatem takich dyskusji, jak ta wypowiedź, unikać. Co więcej, wyrażanie
uznania dla takiej opcji, reprezentowanej przez przegranych polityków
londyńskich, jest samo w sobie przerażające i przestępcze. W imię czego III
wojna i zniszczenie polski, po to by
władza trafiła do rąk nieodpowiedzialnych polityków, których błędne
decyzje doprowadziła do tragedii
narodowej?
Mimo wielu błędów i
okrucieństw ze strony polskich bolszewików, należy oddać im sprawiedliwość co
do ich koncepcji terytorialnych, a tym bardziej nie przemilczać, czy wręcz
negować tego osiągnięcia. Mamy dzisiaj taką Polskę, jaką mamy. Najbardziej
optymalną z możliwych pod względem terytorialnym. Decyzje podjęte w Jałcie i
Poczdamie okazały się dla Polskim korzystne!
Natomiast na naganę
zasługuje postawa środowisk londyńskich i akowskich, które popchnęły liczne
oddziały zasłużone w walkach z okupantem niemieckim do dalszej, tym razem
bratobójczej walki przeciwko "komunistom". Ich działania były skazane
na niepowodzenie, a narażały żołnierzy i ich środowiska na kolejne
prześladowania, w sytuacji historycznej wymagającej mobilizacji całego
narodu do odbudowy państwowej i
gospodarczej Polski. Wielkie grupy społeczeństwa zostały w ten sposób wyłączone
z twórczej pracy dla ojczyzny. Podobną postawę wykazały społeczności akowskie
ogarnięte na wschodzie przez Armie Radziecką i potem internowane w licznych
obozach. Na propozycję wstąpienia do armii Berlinga, bo takie propozycje były,
ludzie ci odpowiadali "nie zostaliśmy zwolnienie z
przysięgi" (autentyczna wypowiedź
więźnia obozu w Riazaniu). W ten sposób problemem pokonania okupanta niemieckiego złożyli na
barki żołnierzy radzieckich. Błąd leżał po stronie ich naczelnego dowództwa w
Londynie, któremu należało wydać decyzję zdjęcia z nich obowiązku dotrzymanie
przysięgi i nakazania wstąpienia do polskiego wojska na wschodzie na warunkach
radzieckich. Podobno gen. Sosnkowski sugerował takie podejście. Taka postawa
oraz zaniechanie walk zbrojnych przeciwko nowej władzy ludowej uchroniłaby
wielkie tysiące obywateli od przyszłych prześladowań i eksterminacji. Taki był
nakaz chwili. Jak udowodniła historia,
koncepcje polityczne, zabiegi dyplomatyczne i działania tych ośrodków okazały
się chybione. Przywódcy tego obozu, jak i też politycy władz przedwojennych,
nie zasługują na dobrą pamięć. Ich epoka się skończyła w raz z zakończeniem II
Wojny Światowej. Gloryfikacja tamtych postaci jest szkodliwa wychowawczo dla
młodego pokolenia. To przecież nie znaczy, że należy gloryfikować bolszewików.
Należy im oddać sprawiedliwość za realizm polityczny.
Odrębnym
zagadnieniem jest powojenna postawa bolszewików i sposób sprawowanie władzy.
Historia, cokolwiek to znaczy, podarowała im losy Polski, ci jednak także
zaprzepaścili tę spuściznę. Omówienie ich błędów wymaga odrębnego opracowania.
Dodać należy, że opozycja, jaka wyrastała przez całe lata w Polsce i wreszcie
doprowadziła do usunięcia bolszewików od władzy, ukształtowała się bez związku
z opozycją post-sanacyjną, chociaż jej przedstawiciele z Wałęsa na czele, czasem
powołują się na taką łączność . Była to opozycja ukształtowana w łonie
społeczeństwa o rodowodzie chłopskim,
wszak większość przysłowiowej powojennej "klasy robotniczej" to
emigracja chłopska do miast. Przed II Wojną Światową w miastach mieszkało 34 %
ludności, dzisiaj ludność miejska liczy 75 % Ten przyrost to dzieci chłopskie.
Pod tym względem bolszewicy zafundowali polskiej wsi wielki awans społeczny.
Wieś polska nigdy w historii nie doznała takiego skoku gospodarczego oraz
cywilizacyjnego jak w PRL-u. I z tej wiejskiej klasy robotniczej wyrosła
współczesna opozycja. Sam Wałęsa jest tego najlepszym dowodem.
Poglądy tu wyłożone
dla wielu czytelników, szczególnie starszego pokolenia, wywodzącego się z
kręgów powojennej opozycji, nie zostaną akceptowane, czy wręcz potępione. W
naszej umysłowości tkwi wciąż zbyt emocjonalna, wręcz irracjonalna ocena wielu
aspektów naszej najnowszej historii. Powyższe wywody próbują podejść do nich w
sposób racjonalny, beznamiętny. Bywa, że podobne poglądy spotkać można w
publicystyce internetowej.
UP72156
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz