P o l s k i e b ł ę d y
Pokolenie schodzące
ze sceny życiowej nosi w sobie tę rzeczywistość
historyczną, która była jego udziałem
w młodości, czy wręcz dzieciństwie. Jest
to okres II Wojny Światowej i okres powojenny. Mają za
sobą doświadczenie tamtego okresu, doświadczenie życia w ciągu 45 lat w Polsce
Ludowej, a ci, którzy zdobyli wykształcenie lub z własnej woli interesowali się zagadnieniem społecznymi, czy politycznymi, mają też wgląd w
poprzednią historię, co najmniej okresu przedwojennego, lub też i wcześniejszej polskiej historii. Rządzący Polską politycy i ich
ideolodzy z okresu PRL oceniali, jako ci, którzy zdobyli
władzę i starali się ją utrwalać, rzeczywistość polityczną w znany dla
poprzednich obserwatorów sposób. Gloryfikowali decyzje polityczne wypływające
z własnej ideologii, a potępiali decyzje
obozu londyńskiego, spadkobierców Polski
przedwojennej. Trudno im się dziwić, historia dała im do ręki władzę, to i
musieli gloryfikować decyzje historii
dla nich korzystne i ludzi, którzy im w
tym pomogli.
Obecni ideolodzy,
publicyści i politycy powracają z kolei
do gloryfikacji poglądów, zachowań i
decyzji polityków przegranych,
spadkobierców Polski Przedwrześniowej,
gloryfikacji bohaterów struktur
zbrojnego, czy ideologicznego podziemia powojennego. Spojrzenie na zachowania osobistości politycznych tamtego
okresu z oddali kilkudziesięciu lat, podbudowane myśleniem racjonalnym, nie
emocjonalnym, jest w stanie ujawnić
bardziej trzeźwą ocenę podejmowanych wtedy decyzji.
Nie ulega
wątpliwości, że Polacy nie mogą się pochwalić zdolnościami do polityki i
umiejętnościami podejmowania
prawidłowych decyzji politycznych. Udowodniła to historia. Już
Piastowie popełnili szereg błędów politycznych, o konsekwencjach łatwych
do przewidzenia. Pierwsi Piastowie cedowali władzę na pierworodnego lub
wyznaczonego spadkobiercę, choć i
to generowało zawieruchy polityczne,
natomiast Bolesław Krzywousty odstąpił
od tej reguły, uznając, że w ten sposób uniknie zatargów. Był to jednak błąd, który obfitował katastrofalnym rozbiciem dzielnicowym.
Jeszcze gorszy błąd popełnił Konrad Mazowiecki, którego skutki odwróciła dopiero II Wojna Światowa. Popełniono i wiele innych
błędów politycznych, ich wyliczanie zapełniło by długą listę I to z tego powodu nasza historia jest taka
tragiczna. Ten rejestr wszystkich błędów politycznych, popełnionych w polskiej
historii jest długi. Jednym z największych jest chyba sprowadzenie Krzyżaków do Polski.
Zamiarem autora jest dokonanie oceny niedawnych i bieżących błędów. Ocena może dla
niektórych być szokująca . Wydaje się jednak, że potrzebne jest bolesne spojrzenie na sprawy, które
obecnie uchodzą za godne
gloryfikacji i te, które ulegają
potępianiu. Ocenę polskich polityków i polityki zacząć należy od Piłsudskiego,
chociaż aż prosi się temat oceny wcześniejszych działaczy, którzy zaważyli na
naszej historii
np. Wielopolskiego, generatora Powstania Styczniowego, który
decyzją "branki" dał asumpt do Powstania Styczniowego, zamiast
podjąć kroki do uspokojenia nastrojów. Także wcześniej polskich hetmanów i królów.
Ograniczmy się do dziejów najnowszych , tych które dotykają jeszcze prawie fizycznie niektórych żyjących.
Podstawowym błędem
Piłsudskiego była wyprawa na Kijów.
Można by ją usprawiedliwić i zrozumieć, gdyby bolszewicy nie próbowali znaleźć porozumienia
z Piłsudskim i nie próbowali uzyskać
pokoju w zamian za znaczne ustępstwa terytorialne. Toczyły się kilkumiesięczne
pertraktacje między przedstawicielem
Lenina
( Julian Marchlewski), a
przedstawicielami Piłsudskiego (kapitan Boener i hrabia Kossakowski)
kilkakrotnie
w Mikaszewiczach i Białowieży ( sierpień-grudzień 1919 r.) Przyjęcie proponowanej przez bolszewików
propozycji dałoby Polsce granice daleko wysunięte na wschód, pokój, a przede
wszystkim uznanie międzynarodowe i poparcie opinii publicznej Europy. Do lamusa odeszłaby problematyka t. zw. Linii Curzona,
naruszenie przez Rosję układu spotkałoby się z potępieniem i
poparciem Polski na arenie
międzynarodowej. Rosja Radziecka stała by się, jeśli nie wręcz krajem
zaprzyjaźnionym, to co najmniej neutralnym, a Polski nie przedstawiano by jako
kraju wrogiego, wielkopańskiego. W Rosji
nie kultywowano by atmosfery odwetu, porozumienie musiałoby zaowocować kolejnymi układami , gospodarczymi, kulturalnymi czy innymi.
Należy przyjąć, że intencje bolszewików nie być szczere, wszak gotowali się do eksportu rewolucji na zachód, lecz porozumienie stałoby się
faktem i miało dużą wagę polityczną.
Korzyści dla Polski były niewątpliwe. Podobne propozycje wysuwał jeszcze
w styczniu 1920 roku minister spraw zagranicznych Rosji bolszewickiej Czyczerin, były jeszcze i następne, bodajże w marcu. Co prawda
Rosja czerwona przygotowywała się do walk, była wzmocniona po złamaniu białych,
zresztą przy pomocy samego
Piłsudskiego, jednakże nie musiało to
oznaczać od razu chęci ataku. Piłsudski także gotował się do wojny, czy obrony. Obie
strony nie ufały sobie, nic dziwnego, że gotowały się do ewentualnej wojny. Podpisanie proponowanego
przez bolszewików pokoju, zmieniło
by sytuacje polityczną obu stron i reszty Europy. Korzyści byłyby
niewątpliwe. Złamanie przez Rosję takiego układu przysporzyłoby jej na arenie międzynarodowej
same kłopoty. Ich propozycje zapewne , jak uważano wtedy, były nieszczere.
Według autora pokój byłby pewniejszym rozwiązanie, niż wojna, bo na ewentualne
odparcie ataku Polska nie była przy
gotowana, co wykażą niedługie działania
wojenne..
Wyprawa na Kijów
stała się językiem spustowym ataku na Polskę.
W ciągu dwu miesięcy
bolszewickiego "Blitzkriegu", bo tak należy nazwać atak na Polskę, był to pierwszy
"Blitzkrieg" w historii wojen,
walec rosyjski przetoczył się pod Warszawę i Lwów i nie pomogło tu bohaterstwo
polskiego żołnierza. Zgnębiona Polska, po półtorarocznej niepodległości, mogła ją
utracić na nowo. Wyprawa na Kijów była decyzją nieprzemyślaną, a jej
konsekwencje dalekosiężne były
tragiczne. Wygranie tej wojny nie było efektem polskiej przewagi militarnej, a błędami dowództwa radzieckiego. (niesubordynacja armii południowo-
zachodniej, stojącej pod Lwowem z winy
Stalina) Chlubimy się tym zwycięstwem,
a to nie było zwycięstwo. Było to
odparcie najazdu i obronienie
niepodległości. Zwycięstwo militarne, lecz klęska polityczna, nie
przyniosło namacalnych korzyści, stała się tylko dla nas wtedy i obecnie
obiektem przechwałek, natomiast dla
Rosjan stała się upokorzeniem, w wyniku
którego władze i społeczeństwo
oczekiwało odwetu. Pokojowy układ z Rosją przyniósłby te same korzyści terytorialne. Wojna ta nie przyniosła Polsce estymy międzynarodowej,
choć ocenia się ją, jako 18 - tą wojnę,
która zmieniła oblicze Europy.
Przynosiła raczej bardziej wzgardę,
czego wyrazem były decyzje zapadłe w Rapallo i
Locarno. Co więcej, wojna ta zaowocowała dalekosiężnymi konsekwencjami w
postaci układu Ribbentrop- Mołotow.
Należy go traktować jako formę
odwetu. Wobec nieuchronności
ataku Niemiec Hitlerowskich na Polskę, co było
oczywiste dla Stalina, skorzystał on z okazji, by odwrócić konsekwencje
tamtego "zwycięstwa". Uznanie,
że to Stalin dał asumpt do ataku na Polskę jest oceną prymitywną. Atak na Polską był postanowiony przez Hitlera
już 11 marca 1939 roku, był
oczywisty i otwarcie oczekiwany przez polityków
europejskich, a układ Ribbentrop -
Mołotow był tylko chęcią uzyskania własnych korzyści przez Rosję. W kontekście tego Piłsudski nie zasługuje na gloryfikację,
raczej na krytykę. Przypadek wygrania
wojny tuszuje jego nieracjonalną decyzję. Stał się w
konsekwencji dla Polski nieszczęściem. Tamta wojna i zwycięstwo stoi do dzisiaj
między Polska, a Rosją. Młodego
pokolenia nie należy karmić
szkodliwymi mitami, a
błędy polityków tuszować lub
przedstawiać jako osiągnięcia. Druga
wojna światowa i nasze nieszczęścia są
konsekwencją tamtych błędów. I to jest bezsporne.
Politycy
międzywojenni, szczególnie sanacyjni, to wychowankowie Piłsudskiego. Wobec zagrożenia radzieckiego, jako konsekwencji
wojny polsko-bolszewickiej, nastawieni byli na przyszłą obronę przed odwetem
lub nawet atak na Rosję. W związku z tym
popełnili wiele błędów w przygotowaniach obronnych. Armia była przygotowywana
do działań na rozległych obszarach
półpustynnych, do wojny ruchomej, takiej jak właśnie wojna z bolszewikami. Już po dojścia Hitlera
do władzy nie było tajemnicą, że wojny należy się spodziewać od zachodu.
Anschlus Austrii, grabież Czechosłowacji
, to już jawne zapowiedzi ataku na Polskę. Tym czasem nie poczyniono wtedy
odpowiedniego przestrojenia armii. Przykładem może być nasza rozbudowa
lotnictwa bombowego, które dla obronności Polski z zachodu nie było przydatne.
Stanowiło to raczej prężenia muskułów. Polskie bombowce, Łosie, były jedne z
najlepszych na świecie. Były eksportowane, lecz przecież Polska nie była
agresorem, bombowce na froncie nie są wiele przydatne, co wykazała agresja w
1939 roku. Przydatne są dla agresora. Nam potrzebne było lotnictwo myśliwskie
do obrony przed obcymi samolotami do
zwalczania agresji z powietrza. A tych nie mieliśmy. Było to zaniedbanie
karygodne. Innym poważnym błędem było zadufanie w sobie władz polskich, które
nie przygotowało kraju i wojska należycie do obrony kraju. Świadcz o tym
chociażby zaskoczenie atakiem na
Polskę, mobilizacja ogłoszona dopiero w
przede dniu wojny, brak było przygotowań
terenowych do obrony.
Co pozostało Rosji w
obliczu nieuchronnej wojny i ataku na Polskę?
O spodziewanym ataku wiedziała Europa także przecież i Rosja, tylko polscy politycy
zlekceważyli niebezpieczeństwo. Dowodów na to jest aż nadto. Tak więc układ Ribbentrop-
Mołotow nie był zapalnikiem wojny, to
nie ten układ stał się przyczyną agresji Hitlera na Polskę. Był on konsekwencją
wiedzy o niechybnym ataku. I Rosjanie maja racje, choć jest to bolesna racja,
że ich aneksja połowy Polski była dla nich konieczna, by odsunąć widmo podejścia armii niemieckich pod Kijów i pod Smoleńsk. Chociaż takiego tłumaczenia wtedy nie wyrażali, przecież zdawali sobie sprawę, że istotą
przyszłej wojny będzie atak na ZSRR. Odrębnym zagadnieniem jest zbrodnicze zachowanie się bolszewików w
stosunku do polskich obywateli i oficerów i jest to odrębna sprawa. Nie ma
usprawiedliwienia, wybaczenia ani rozgrzeszenia ich
działań. Lecz w kontekście politycznym i historycznym są to zagadnienie nie spójne, odrębne. Odsunięcie linii ataku Niemiec na Rosję w
1939 r. pozwoliło im jednak na
późniejsze jednak nader skuteczne przeciwstawienie się agresji. Upadek Moskwy i Stalingradu w
pierwszej fazie wojny, przesądziłby o jej przebiegu o upadku Rosji, a naszym pełnym unicestwieniu. Można zatem na tamte
wypadki i tak patrzeć. Co więcej, już 17
września 1939 roku dla trzeźwo myślącego i dalekowzrocznego polityka powinno być jasne, że ziemie wschodnie nigdy
do Polski nie wrócą. Jeżeli w przyszłym
starciu obu obecnych "sojuszników" zwyciężą Niemcy hitlerowskie, to "finis
Poloniae", jeśli Rosja Radziecka,
to ziem tych nie odda. I ta myśl powinna była
być myślą przewodnią polskiej polityki
władz londyńskich.
Decyzje i
postępowanie polskiej polityki tamtego okresu to zatem pasmo błędów i wręcz działań karygodnych, w paśmie dalszych,
kolejnych błędów. Wszystkie te i kolejne
błędy to konsekwencja braku myślenia racjonalnego w polskie polityce. A do
takiego myślenia i błędnego podejmowania decyzji jesteśmy chyba genetycznie predysponowani, my
Polacy. Wystarczy wspomnieć decyzję Konrada Mazowieckiego sprowadzenia
Krzyżactwa do polski. To jedna z pierwszych błędnych decyzji.
Dalsze wypadki po
agresji Hitlera na Polskę, to też pasmo błędów politycznych naszych
sanacyjnych, a potem bolszewickich
polityków. W ich działaniach zabrakło racjonalizmu, kierowali się emocjami,
czym w polityce kierować się nie wolno.
Bardzo nieliczni polscy politycy potrafili uwolnić się od myślenia
emocjonalnego.
Ci, którzy to potrafili, byli autorami korzystnych decyzji i korzystnych konsekwencji dla Polski. Takim
był niewątpliwie gen. Jaruzelski (!),
który uchronił Polskę przed niechybną wojna domową, w
pewnym momencie i Gomółka, który
potrafił przeciwstawić się Rosji i Chruszczowowi, doprowadził do kolejnej imigracji tysięcy Polaków z
nieludzkiej ziemi ( którym autor niniejszego miał zaszczyt służyć pomocą), choć potem całkowicie zaprzepaścił swój pierwotny prestiż, Wałęsa, potem premier
Mazowiecki już bliższy nam i o bardziej
widocznej działalności. Przedtem jeszcze ci, którzy nawoływali do zaniechania
zbrojnej opozycji po wojnie (Doboszyński, Jan Rodowicz "Anoda",
Aleksander Krzyżanowski), choć mimo to zapłacili przez głupotę polskich
bolszewików najwyższą cenę).
Kolejnymi błędami
polskich polityków sanacyjnych było
bezkrytyczne zawierzenie
przyrzeczeniom
aliantów zachodnich,
którzy wielokrotnie w historii udowodnili, ze losy Polski są im obojętne.
Zawarcie układów z Anglią i Francją miało rzekomo uchronić Polskę przed
agresją, lecz dyplomacja hitlerowska zdawała sobie sprawę, że żadnej pomocy ci
sprzymierzeńcy nie udzielą, a aneksja
Polski była im wręcz na rękę, ponieważ odwracała, w ich mniemaniu, agresję z kierunku zachodniego
i w ich pojęciu zapowiadała
dalszą agresję na ZSRR. Liczyli na to, że Hitler oszczędzi ich własne kraje. Z ich strony była to
karygodna naiwność i wręcz krótkowzroczność, podobnie jak
karygodną krótkowzrocznością były oczekiwania polskich polityków. Jedynym może
pozytywnym aktem politycznym przedwojennych władz było uchwalenie
konstytucji kwietniowe 1936 roku, która
pozwalała na scedowania przez
prezydenta swojej funkcji następcy, co
pozwoliło zachować ciągłość władz po
klęsce wrześniowej.
Pierwszym poważnym
błędem rządu Sikorskiego było zaniechanie wystosowania not dyplomatycznych do
rządów europejskich (także do Stalina i Hitlera) informujących o kontynuacji
działania władz polskich. Takie akty, nawet zignorowane, zaznaczyłyby w opinii
europejskiej fakt kontynuacji działań rządu. W ślad za tym mogłyby pójść propozycje nawiązania łączności ze
społecznościami wojskowymi i cywilnymi, co udałoby się może tylko po stronie
wschodniej, propozycje udzielania tym środowiskom pomocy materialnej i prawnej. W razie braku zgody
władców - agresorów, należało uciec się do pomocy organizacji międzynarodowych z propozycją pośrednictwa. Takie działania musiałyby spowodować ostrożność w decyzjach
agresorów w stosunku do pojmanych na frontach i ludności cywilnej. Nawet
gdyby takie działanie nie przyniosły skutku, a zapewne by nie przyniosły, to
stałyby się usprawiedliwieniem. W stosunku do bolszewików można mniemać, że do
masakry katyńskiej może by nie doszło. Na
tragiczną śmierć naszych oficerów złożył się też i brak zainteresowania
rządu Sikorskiego ich losem. W tym względzie politycy polscy popełnili
kolejne błędy, były one efektem braku myślenia racjonalnego. Wszak co do zachowania się władz
bolszewickich nie powinni mieć złudzeń.
Można zaryzykować twierdzenie, że są współodpowiedzialni śmierci
tych oficerów.
Do podjęcia
kontaktów politycznych między rządem polskim na uchodźstwie, a Stalinem stała się dopiero agresja na ZSRR. Już wtedy, a i już 17 września 1939 r.
należało się liczyć z tym, że nasze ziemie wschodnie, niezależnie od wyniku
wojny, nigdy do Polski nie wrócą. A było
wtedy oczywiste, że wojna musi się
skończyć przegraną Niemiec. Jeżeli tak, to jednym ze zwycięzców będzie
ZSRR. Dlatego już wtedy należało myśleć
o przyszłym kształcie Polski i sugerować rozwiązania, takie by chociaż Lwów
odzyskać. Zabiegi o to pod sam koniec wojny, gdy ZSRR stawa ł się dominantem,
były spóźnione. Na uznanie zasługują
decyzje Sikorskiego o podjęciu współdziałania
wojskowego w walce z Niemcami i współpracy dyplomatycznej. Brak prób
tworzenia jakichkolwiek kontaktów z władzami radzieckimi przed agresją
niemiecką w czerwcu 1941 roku zaowocowało tragedią polskich oficerów i całej
polonii. Być może należało nawet w toku
dalszych wypadków akceptować tezy,
zawarte w nocie Mołotowa do amb.
Grzybowskiego, co może osłabiłoby zaciekłość
Stalina. W końcu agresja Rzeszy na ZSRR nie była nieprzewidywalna, sami
Rosjanie jej oczekiwali, póki co szczuli Hitlera do agresji na Zachód,
dostarczając mu pomocy materialną. Polityk musi być przewidujący ,
dalekowzroczny oraz przygotowany na różne ewentualności. W polskiej polityce i u polskich polityków w czasie wojny takich zalet się nie dostrzega. To raczej
polscy bolszewicy w ZSRR, sami przecież zdziesiątkowani, prześladowani, co powinno mich odstręczać od jakiejkolwiek współpracy z sowietami,
oceniali polskie perspektywy racjonalnie, i to przy ich udziale mamy teraz
taką Polskę, jaką mamy. Mord katyński, w jakimś stopniu zawiniony przez brak zainteresowania losami polskich oficerów przez rząd Sikorskiego, tak bardzo zaważył na naszych losach i nadal waży do dzisiaj.
Takiej tezy - jak dotąd - autor niniejszego nie spotkał, a nie należy takich aspektów unikać. Są swoistą
nauka historyczną.
Sytuacja moralna
władz emigracyjnych po ujawnieniu przez
Niemców grobów katyńskich była
iście hiobowa. Może Churchill miał rację w swoich radach dla Sikorskiego?
Tragedia tamta wywarła niezatarty
wpływ na dalsze nasze losy i wygenerowała dalsze błędy polityczne. ZSRR stał
się śmiertelnym wrogiem już nie tylko poprzez atak w 1939 roku, ale i z powodu
tamtych, ujawnionych nieszczęść. I
generował i generuje dalsze błędy.
Po ataku Hitlera na
ZSRR stał się możliwy układ o wspólnej walce, a Polska stała się sojusznikiem
ZSRR.
Do poprawnych decyzji należy
zaliczyć tworzenie, a potem wyprowadzenie wojska z ZSRR na Bliski Wschód. Wprowadzenie ich do
walk na froncie wschodnim doprowadziłoby do ich wyniszczenia. Polityka władz londyńskich w stosunku do ZSRR podczas całej wojny była
błędna. Podstawą jej była próba restytucji kształtu Polaki z 1939 roku. Już w
grudniu 1939 roku niektóre koła polskie,
i to prawicowe, narodowe, wysuwały hasło
odzyskania Ziem Zachodnich. Takie koncepcje wysuwali już politycy carscy w
czasie I Wojny Światowej, tyle że Polska
zjednoczona miała wchodzić w skład imperium carskiego. Politycy londyńscy ,
świadomi pozycji politycznej ZSRR, szczególnie w okresie ich klęsk, mogli
deklarować rezygnację z ziem wschodnich, tyle że jednak z zachowaniem Lwowa i Królewca. Po
utworzeniu Związku Patriotów Polskich, a potem PKWN, należało podjąć
współdziałanie i okazywać życzliwą postawę, co zwiększyło ich wpływy
polityczne. Po spotkaniu w 1943 r. w Teheranie trzech przywódców koalicji, przyszły układ
polityczny Europy został przejrzyście
zarysowany, zatem należało z nim się pogodzić, szczególnie politykom, którzy
funkcjonowali w wysokich strukturach alianckich. Bolszewicy polscy lepiej to
rozumieli, wykorzystali swoją pozycję w
ZSRR i osiągnęli sukces polityczny w postaci
przejęcia władzy w Polsce. Przy ich udziale powstała Polska w dzisiejszym kształcie. Politycy
londyńscy, spadkobiercy Piłsudskiego, ponieśli klęskę, mimo dużego wkładu polskiego żołnierza w walce na frontach zachodnich. Zniewagą dla nich była odmowa udziału w defiladzie w Londynie po
zakończeniu wojny.
Ta zniewaga jest też zawiniona przez ich zachodnie przywództwo.
Największe błędy
polityków londyńskich popełniono w zakresie decyzji wojskowych. Pierwszym
podstawowym była decyzja wywołania
powstania w Warszawie. Nie trudno było wtedy przewidzieć , jaki będzie rezultat takiego wyboru. Była to
decyzja w istocie karygodna,
pozbawiona zarówno właściwego
rozpoznania, podjęta pochopnie, a przede
wszystkim z małostkowych, nierealnych przyczyn politycznych. Pchnęła
patriotyczną, rządną, odwetu młodzież, do walki o cele
małostkowo polityczne, w tamtym okresie już nie do zrealizowania.
Wyrządziła nieodwracalne szkody, które interesujący się tym zagadnieniem znają aż nadto. I te szkody oraz nieszczęścia
były przewidywalne. Największą zaś szkodą było pozbawienie przyszłej Polski
miliona obywateli, którzy byliby w stanie stanowić demokratyczną, legalną lub
półlegalna opozycję. Bez tych ludzi
bolszewikom łatwiej przychodziło ujarzmiania społeczeństwa.
W szeregu tych
błędów postawić należy wepchnięcie
kilkudziesięciu tysięcy bohaterów walk
partyzanckich w zbrojne podziemie antykomunistyczne, które w sytuacji politycznej ówczesnej Polski nie było w
stanie odwrócić historii i przywrócić władzy
politykom londyńskim. W dniu 17
stycznia gen. Okulicki rozwiązał Armię Krajową, co było decyzją arcysłuszną,
jej rola w walce z najeźdźcą uległa
zakończeniu. Popełnił jednak kolejny, kardynalny błąd, polecając żołnierzom
podziemia zachowanie broni i zabronił ujawniania się. Taka decyzja dotarła
natychmiast do bolszewików i niedwuznacznie sugerowała, że oddziały te obrócą
swoją działalność przeciwko nowej władzy, co istotnie nastąpiło. Musiało to
spowodować potrzebę pacyfikacji tych
oddziałów
i narażało je na cierpienia i eksterminację. W ten sposób
niepotrzebna walka w warunkach beznadziejnych
przeciwko nowej władzy pozbawiła Polski kolejnych kilkuset tysięcy
najbardziej patriotycznego elementu. Polsce zabrakło tych ludzi zarówno jako
fachowców jak i swoistej, ukrytej
opozycji demokratyczne, z którą władza musiałaby się liczy. Prawidłową
decyzją było zwolnienie tych ludzi z przysięgi wojskowej i nakazanie im
wstąpienie do LWP, co uchroniłoby wielu od poniewierki mi śmierci. Nowe władze
zabiegały o ich wcielenie
do armii, co wynika z wypowiedzi niektórych więzionych w obozach jenieckich na
terenie Rosji (obóz w Riazaniu). Ci tłumaczyli, że nie mogą spełnić tych
oczekiwań, bo nie zostali "zwolnienie z
przysięgi" (autentyczna wypowiedź). Sprawa statusu podziemia
akowskiego po wkroczeniu armii radzieckiej na tereny Polski powinna zostać
rozwiązana centralnie, poprzez centralne negocjacje obu stron. Władze
londyńskie pozostawiły tych ludzi własnemu losowi i naraziły na prześladowania,
co było łatwe do przewidzenia, szczególnie przez tych, którzy sami przeżyli
kontakt z rzeczywistością radziecka.
Z drugiej strony odmowa dalszego
uczestnictwa w walkach z Niemcami była swoistym dyshonorem. Oto ludzie w pełni
sił, zaprawieni
w boju, odmawiają walki, cedując wyzwolenie Polski z pod okupacji na barki
wojsk radzieckich. Pod okupacją niemiecką potrafili pełnić funkcję aliantów. Za
linią frontu odmawiają pełnienie tej funkcji. Dzisiaj bolejemy nad ich losem,
gloryfikujemy ich bohaterstwo, zapinając, że na ich losie zaważyły decyzje (lub
brak decyzji) polityczne ich przywódców.
Kolejnym błędem, już
to przywódców wojskowych (Andersa,
Sosnkowskiego i innych) było powstrzymywanie masy żołnierskie przed powrotem do
kraju. Nie był to kraj, o który walczyli, ojczyzna wielu pozostała za wschodnią
granica, lecz ich przywódcom należało nakazać im powrót do kraju. Tylko tu
mogli nadal służyć Polsce. Sami przywódcy zresztą mogli także zadeklarować powrót, co nie zostałoby
zapewne przez bolszewików przyjęte
przychylnie, lecz taka deklaracja
miałaby swoją wagę polityczną. Wracać nie musieli, ale taką chęć mogli deklarować.
Następny błąd, który
kosztował stratą wielu dziesiątków tysięcy patriotycznych obywateli było
pchnięcie ich do walk w t. zw. zbrojnym podziemiu lub na tory organizacji
podziemnych w rodzaju "NIE", czy podobnych.
Nie było trudno zgadnąć, że ta walka nie
miała sensu. Była spełnieniem nierealnych ambicji londyńskich
przywódców w rodzaju Andersa, czy
Sosnkowskiego, zasłużonych żołnierzy, lecz miernych polityków bez jakichkolwiek
szans. Sytuacja polityczna Europy była nieodwracalna, zbrojny opór wewnętrzny, czy jakaś interwencja w sprawy Polski
mocarstw zachodnich były nierealne. Pchnięcie najbardziej zasłużonych postaci w
rodzaju rotmistrza Pileckiego, gen. Nil-Fildorfa, Szendzielorza, czy wielu innych do działalności dywersyjnych, czy
szpiegowskich, było narażaniem ich na niechybne tortury i śmierć
męczeńską, co było do przewidzenia i co nastąpiło. Dlatego za ich los są
także w spół-odpowiedzialni ich zachodni mocodawcy i tej prawdy nie należy przemilczać. W wyniki takich
błędów okresu wojny Polska straciła
około 2 milionów obywateli, bądź
rozproszonych po świecie, bądź eksterminowanych przez władze
bolszewickie, bądź wyeliminowanych na
margines społeczny i polityczny, szykanowanych i dla Polski mało użytecznych.
Brak tych ludzi
bardzo zaważył na losach Polski
Nawiasem mówiąc,
podobnie postąpiło środowisko księdza Popiełuszki, które nie potrafiło, bądź
nie chciało zapewnić mu ochrony jego działalności, czy nawet powstrzymać go od
tej działalności. Taki prawy człowiek potrzebny był Polsce i kościołowi żywy, a nie martwy. Jego działalność
była zgnębionemu społeczeństwu
potrzebna, taką działalność sprawować
mógł każdy ksiądz, natomiast zagrożenie jego życia było tak widoczne, że podejrzane jest ignorowanie tego zagrożenia przez jego przełożonych. Jego działalność ,
poza wartością moralną, nie wnosiła
wiele w losy ówczesnej Polski, a
zaniechanie jej nie przynosiło
żadnego uszczerbku społeczeństwu, czy
kościołowi. Taki jest pogląd autora tej wypowiedzi, autora, który jako jeden
z pierwszy (rankiem w dniu porwania),
nielicznych, dowiedział się o jego porwaniu
i już wtedy zdawał sobie sprawę z jego śmierci męczeńskiej. Dodać
należy, że prymas Glemp kilkakrotnie wyrażał publicznie słowa żalu, że nie
podjął odpowiedniej decyzji, która uchroniłaby
księdza przed tragedią. To tak nawiasem, jako ilustracja nieracjonalnego postępowania, cechująca chyba
wielu obywateli, nie tylko polityków.
Pokłosiem opisanych
wyżej błędów politycznych są kolejne
błędy, może mniejszego kalibru. Jest to nadmierna gloryfikacja wszystkiego, co
wiąże się z tamtymi błędami, wyrazem czego
było przyjęcie przez prezydenta Wałęsę
t. zw. Insygniów władz sanacyjnych od
prezydenta Kaczorowskiego. Te insygnia
to zabytek muzealny, dzisiejsza polska wyrosła z całkiem innego pnia i
wiązanie jej z przebrzmiałymi koncepcjami, czy postaciami
było co najmniej niesmaczne i uwłaczające dzisiejszym Polakom. Przenoszenie tamtych
sporów, czy walk na dzisiejsze pokolenie,
o niewielkiej znajomości tamtych realiów , jest kolejne potknięcie obecnej polityki
oraz
publicystyki historycznej. Natomiast negowanie, czy przemilczanie wkładu
Polaków ze wschodu, wygnańców oraz
prześladowanych, dla których udział w wyzwoleniu kraju po stronie
radzieckiej było osobistym, korzystnym rozwiązaniem ich losu i wkładem w dzieło odrodzenia Polski, jakiejkolwiek, jest
nietaktem , czy wprost
niesprawiedliwością, czego obecne władze i pokolenie powinno się
wstydzić. To oni ginęli pod Budziszynem i byli paleni w stodołach na Wale
Pomorskim, wreszcie zatknęli polski sztandar
w Berlinie. Im się należy pamięć i chwała, jak każdemu walczącemu o Polskę.
Ich walka i ofiara ma swój udział w
decyzjach ówczesnych wielkich tamtego
świata. Bez ich wkładu ci zapewne
nie liczyliby się z naszymi racjami.
Pokłosiem ich walki, wraz z ich
zapleczem politycznym w rodzaju ZPP I PKWN jest kształt dzisiejszej Polski,
który pozostawili nam w spadku na tysiąc lat (Ewieges Poland).
Wywalczenie Innej Polski w tamtym okresie nie
był możliwe.
Nawet płaszcz
radziecki nad Polska przez 45 lat wyszedł nam na dobre, mimo nienaturalności
naszej pozycji politycznej, bo pozwolił
utrwalić w kolejnych pokoleniach europejczyków Polskę, jako kraj od Odry i Nysy po Bug, jako
kraj nienaruszalny, a poza tym odepchnął niemczyznę raz na zawsze w swoje właściwe granice, usunął miecz Damoklesa, wiszący na Polską
przez wieki jako Prusy (dzisiejsze Mazury). Jest to wielkie, polityczne i historyczne osiągniecie, którego nie
potrafimy cenić i o którym zapominamy.
Dyskusję nad tym zawarł autor w innym miejscu.
Pozostaje analiza błędów polskich bolszewików, rządzących Polska przez 45 lat. Ci, już u zarania
swoich rządów popełnili kardynalne błędy, które zaowocowały w końcu
upadkiem gloryfikowanego przez nich
ustroju. Błędy te zostały im wytknięte przez ich własnych publicystów np. Zbigniewa Załuskiego.
W Polsce w latach 44
- 50 toczyła się wojna domowa, gorąca i zimna (zimna wojna domowa toczyła się
w
Polsce w czasie całej także i wojny). Nie można winić bolszewików, że musieli
pacyfikować kraj. Inaczej wojna toczyła by się w nieskończoność. Po ujęciu walczących nie można przecież było "odznaczać "
ich orderami lub puszczać wolno do domu. Należało wytoczyć im procesy,
udowodnić winy i skazać, może nawet na karę śmierci. Lecz kary tej należało
zaniechać. Przy kolejnej
"rocznicy" dokonać złagodzenia
kary, przy kolejnej karę te darować. Tak uczynił w końcu Gomółka. I chwała mu
za to. Przy takim podejściu, wiele tysięcy bojowników o wolność, których ich
zachodni przywódcy wepchnęli w
niepotrzebną opozycję zbrojną, uniknęliby śmierci. Ich męczeństwo położyło się
wielkim cieniem na nowych władzach, a pamięć o nich drążyła tę władzę jak
kropla skalę. Analiza motywacji do takich wyroków jest zapewne złożona i trudna do uchwycenia, zabrana została ze sobą
do grobu przez wyrokujących i ich mocodawców.
Opinie o motywach wyrokujących
spotyka się na stronach publikacji historycznych i nie są zgodne. Natomiast jakiekolwiek prześladowania
kogokolwiek tylko dlatego, że działał w
patriotycznym podziemiu AK-owskim podczas wojny jest zbrodnią sądową.
Zasługi z czasów wojny skazanych przewyższają ich
późniejsze potknięcia np. rotmistrza
Pileckiego, czy gen. Fieldorfa, a tego podczas procesów nie wzięto pod uwagę. Ich zasługi równoważyłyby ich późniejsze
błędy
i to powinno zostać przez sąd
uwzględnione. Nawiasem mówiąc, ich działalność w podziemiu antykomunistycznym nie mogła mieć wpływu na dalsze losy Polski, była wypełnianiem
rozkazów Andersa, czy innych byłych
dowódców, które już niczemu nie służyły,
a służyły tylko zaspokojeniu
ambicji polityków przegranych, którzy pragnęli mieć poczucie,
że jeszcze coś znaczą. Ich nierozsądne
marzenia o odgrywania jeszcze jakiejś roli narażały wielu wartościowych i
zasłużonych żołnierzy akowskich na niechybną śmierć.
Wszystkim naszym bohaterskim bojownikom antybolszewickiego podziemia należny się uszanowanie i pamięć, lecz także krytyczne spojrzenie na ich niepotrzebną działalność, która nam ich odebrała.
Kolejne błędy władz
PRL -u to błędy gospodarcze. Socjalistyczna myśl ekonomiczna wypracowała
wiele form t. zw. stosunków produkcji. W samym ZSRR w roku 1922 pojawiła
się propozycja ustanowienia akcjonariatu
pracy. Można usprawiedliwiać ówczesnych
ekonomistów (np. Minca), że nie
zdołali się oprzeć naciskom Stalina, lub
realizowali "jedynie słuszną linię", lecz po jego śmierci, droga była
otwarta i można było z niej skorzystać.
Częściowo to zrealizowano , odstępując od kolektywizacji. Próbował tego Gomółka, wprowadzając t. zw. rady robotnicze, lecz była to tylko
fasada. Prawdziwy udział w zarządzaniu
zapewnić mógł tylko kapitałowy udział załogi we własności przedsiębiorstwa. O
ustroju gospodarczym PRL -u i innych demoludów mówiło się, że jest to
gospodarka nakazowo - rozdzielcza. W istocie była to gospodarka monopolowo -
niedoborowa. Monopol rodzi niedobór, a niedobór rodzi monopol. Monopolista nie
dopuści konkurenta na rynek. Stąd tak
wiele niepowodzeń zdarzało się we wdrażaniu
nowej myśli technicznej w polski przemyśle, choćby w rozwoju polskiej
komputeryzacji w PRL-u (przykładem Jacek
Karpiński)
Taka gospodarka
odznacza się niska sprawnością kapitału i pracy i brakiem niezbędnej
akumulacji.
Mimo intensywnej
industrializacji kraju, która finansowana była niskimi płacami, akumulacją pochodzącą
z rolnictwa, o którym nawet
mówiono, że wyprzedza poziom akumulacji z przemysłu, oraz kredytami zachodnimi, industrializacja ta nie owocowała efektami.
Prawidłowym rozwiązaniem, który mógł być efektywny, mógł być istotnie udział
pracowników w zarządzaniu, lecz na zasadzie współwłasności kapitału przez
pracowników. Ta forma odbierała jednak
rządzącym totalitarność i monopol władzy , uniezależniała bowiem pracowników
od władzy, tak jak niezależny był chłop.
Taką forma odznaczało się polskie, indywidualne rolnictwo, funkcjonujące w
postaci agraryzmu. I od polskie wsi wyszły impulsy przyszłych przemian ustrojowych,
o czym wyraził opinię autor w innym miejscu.
Forma gospodarki
monopolowo - niedoborowej, w której pracownik pełnił funkcję najemnika,
sprzyjała monopolizacji władzy, a to nie pozwalało na demokratyzację i polityczną, społeczną i ekonomiczną. Rezultatem była obniżająca się stopa życiowa i w ślad za tym
wystąpienia robotnicze. I tu spotykamy kolejny, wielki błąd władzy ówczesnej
władzy. Brak więzi ze społeczeństwem (mimo
deklarowania takich więzi), coraz
większa izolacja władzy, narastanie rozwarstwienia społecznego, co doprowadziło
w istocie do powstania kolejnego społeczeństwa klasowego. Takim
błędem braku więzi ze społeczeństwem odznacza się i odznaczało się wiele syndykatów władzy w naszych i przeszłych
czasach.
Można przyjęć, że
umiejętny dialog ze społeczeństwem w roku 1956, 1970, 1979 zapobiegłby rozlewowi krwi
i doprowadził do
rozładowania nastrojów społecznych i rozwiązania pokojowego konfliktów. Wystąpienia tamte, choć uważa się je za opór
polityczny, w istocie miało podłoże ekonomiczne i tylko brak umiejętności, czy niechęć do
dialogu, wreszcie zadufanie władzy, spowodowały wybuch buntu. Rozpatrzenie tamtych wydarzeń w ten
sposób może stać się nauką dla obecnych
władz, które także grzeszą narastającym
społecznym oraz politycznym izolacjonizmem, choć może w mniejszym stopniu, a dialog często jest pozorny. Autorowi wydaje się, że bardziej
demokratyczne "stosunki produkcji" , które podniosłyby sprawność polskiej pracy (choćby w takim
stopniu, jak w rolnictwie) i większa więź
ze społeczeństwem uchroniłyby tamten ustrój od zaburzeń społecznych. Miałoby to
jednak złą stronę, bo odsunęłoby ewolucję ustrojową w czasie, ze szkodą
dla naszej i innych historii. Przebieg
wydarzeń w 1980 roku wskazuje na prawidłowość tego rozumowania, tyle tylko, że
tym razem dialog obrócił się przeciwko władzy.
Podstawowym błędem
syndykatu władzy PRL-u była przede
wszystkim trzymanie się w gospodarce
sztywnej doktryny
ekonomiczne t. zw. jedynie słusznej linii, co ostatecznie przypieczętowało upadek tej formacji. Jedynie słuszna
linii nie jest wynalazkiem tylko
bolszewików. Spotykamy ją w ekonomii wszystkich kierunków. Jest nim liberalizm
, monetaryzm, keynesizm i wszystkie inne- izmy. Zapominają o tym
obecni ekonomiści, wcielając w nasze życie kolejną "jedynie słuszna linię"
ekonomiczną. Rezultatem tego są perturbacje gospodarcza w postaci
upadku wielu dziedzin przemysłu, zbudowanego w czasie PRL-u, a które
przy elastycznej polityce gospodarczej mogły nadal funkcjonować.
Polskę wyzwolono z pod dyktatu jednej zależności ekonomicznej i poddano ją pod dyktat
kolejnej. Choć efektem tego jest
istotnie przyspieszony rozwój gospodarczy rozwój, lecz porównywać go nie
należy do poprzedniego poziomu, lecz do
poziomu, jaki mógłby osiągnąć przy prawidłowych decyzjach. Błędy te są widoczne
dla zainteresowanych i szeroko
dyskutowane w publicystyce, wyliczanie ich mija się zatem z celem tej
wypowiedzi.
Wypunktować należy
kolejne błędy obecnej formacji postsolidarnościowej. Wyrosła ona, jak to
próbowano udokumentować w innym miejscu, z innego pnia społecznego, to jest ze
społeczeństwa wyrosłego z awansu powojennego polskiej wsi. Dzisiejsze
miasta zaludnione zostały ( łącznie z Warszawą) przez emigrantów ze wsi. Przed wojną na wsi zamieszkiwało 75 % Polaków. Obecnie wieś
zaludnia tylko 35 % ludności. Gdzie się podziała reszta? Zamieszkuje polskie miasta. Pod tym względem
wieś pod zaborem bolszewizmu doznała
niebywałego awansu. Nawiązywanie zatem obecnej polityki do stosunków
przedwojennych i gloryfikowanie wszystkiego, co przedwojenne jest zniewagą
obecnego społeczeństwa. Tamtych niewątpliwych sukcesów nie należy negować, lecz
patrzyć w przyszłość i organizować życie
społeczne, wiążące się z obecnym polskim społeczeństwem i współczesnymi realiami międzynarodowymi należy układać bez nawiązywania do nieaktualnych sentymentów,
lub te sentymenty pogłębiać. Przykładem może być choćby ustanowienie święta
wojska polskiego w dniu 15 sierpnia,
jako kontynuacja przedwojennych
tradycji. Jest to poważny błąd
polityczny, który konfliktuje niepotrzebnie
nadal naszego wschodniego
sąsiada. Podobne uwagi wyrazić można w
odniesieniu do całej polityki wschodniej, w ramach której zajmować należy postawę generującą kompromis między tamtejszymi
podmiotami państwowymi, nie preferując
stronniczych rozwiązań, które mogą się w rezultacie obrócić przeciwko
nam. To przykłady bieżących błędów. Poziom animozji politycznych, nie
licujących z dobrymi obyczajami, to już chyba genetyczna właściwość naszych polityków.
Autor zdaje sobie
sprawę z wyrażania niebezpiecznych tez,
które zostaną przez wielu potępione, lecz
takich polemicznych wypowiedzi i
ocen nie należy unikać, a przede wszystkim nie szczędzić ich obecnemu
pokoleniu, które powinno odznaczać się racjonalną oceną naszej ostatniej
historii, by unikać takich błędów w przyszłości.
Na koniec autor przedkłada tezę, za którą spotkają go zapewne siarczyste nagany odmiennie myślących:
"Nie daj Boże, by Polska powstała po II Wojnie Światowej w granicach z 1938 roku". Dziś zapewne już by jej nie było. i to należny przemyśleć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz