Rola Piłsudskiego w polskiej historii
K a s
a n d
r a
Polscy
politycy odznaczali się w historii większości dużą krótkowzrocznym myśleniem i błędnymi
decyzjami politycznymi. Byli naiwni, niedouczeni, nie potrafili myśleć
perspektywicznie i brak im było myślenia analitycznego. Takim politykiem był
Bolesław Krzywousty, Konrad Mazowiecki, Władysław Warneńczyk, Zygmunt Stary,
jego syn Zygmunt August, Sobieski no i większość polskich magnatów. Swoimi
błędnymi decyzjami politycznymi i historycznymi sprowadzili na Polskę wiele
nieszczęść. Historycy o tym wiedzą,
nie wie o tym szare społeczeństwo i kształcona obecnie młodzież. Inaczej natomiast
postępowali władcy sąsiednich społeczności, Habsburgowie, Hochencolernowie,
carowie rosyjscy. Dlatego nasz państwo systematycznie i powoli upadało, a tamte
rosły w siłę.
Obecnie ponownie gloryfikowany Piłsudski był jednym z gorszych polityków (według autora) i nie zasługuje na taką gloryfikację. To on swoją błędną polityką sprowadziła na Polskę II Wojnę Światową! Historia to proces ciągły, zazębiający się, błędne decyzję zawsze owocują dalszymi błędami, czy wręcz katastrofami. Doznaliśmy tego na własnym ciele. Temat to szeroki i rozległy, trudno ująć go w krótkim eseju. Lecz spróbujmy.
Na wstępie przytoczmy wypowiedź Piłsudskiego,
daną na Zamku Warszawskim dnia 31 lipca 1019 r. hrabiemu Michałowi
Kossakowskiemu.
„Mamy takie nieocenione chwile, taką wspaniałą
okazję dokonania na wschodzie wielkich rzeczy, zajęcia miejsca Rosji, tylko z odmiennymi hasłami, i wahamy się? Boimy
się dokonać czynów śmiałych, choćby wbrew koalicji [...] Siły Rosji nie boję
się. Gdybym teraz chciał, szedłbym teraz choćby do Moskwy, i nikt
by nie zdołał przeciwstawić się mej
sile. Trzeba jednak na to wyraźnie wiedzieć, czego się chce i do czego
dąży. Oglądając się na humory cudze, nic nie zrobimy. [...] Zginę raczej,
niźlibym miał z czasem rozpaczać, że mi zabrakło odwagi do wyzyskania może jedynej okazji wskrzeszenia całej wielkiej i potężnej Polski. [...]
Potrzeba nam więcej wiary w nasze siły i więcej odwagi, inaczej zginiemy i nie
zdołamy spełnić naszego zadania tak odgraniczyć Polskę od wrogów, żeby mogła
wielkość swą wypisać nie drogą rewolucji i strasznych eksperymentów wschodu,
lecz drogą ewolucji. Piętno niewoli kołacze nam w duszach. Mimo tysiącznych
dowodów, jak potężna jest siła kultury polskiej i ile zdziałała ona w ostatnich
latach, – podczas których Polska, jako państwo już nie istniała – boimy się dać
jej zadania zbyt wielkie teraz, gdy siła kultury poparta została przez
państwowość. I cóż z tego, że nasze pokolenie jest zgniłe, spodlałe w kolebce
niewoli, za nim przyjdą nowe pokolenia i upomną się o warunki egzystencji
lepsze niźli te, jakie niektórym z naszych obecnych tchórzów zdają się
wystarczać.” (podkreślenie autora)
„Można
te niezwykle charakterystyczne dla Piłsudskiego słowa, wyrażające jego postawę
życiową i wielokrotnie, przy rozmaitych okazjach i w różnych kontekstach
powtarzane,
potraktować, jako wyraz niebezpiecznego na
szczeblu Naczelnika Państwa romantycznego heroizmu, anachronicznej postawy
zapatrzonego w dawnych bohaterów historii megalomana, który stawia się ponad
społeczeństwem, by próbować ciągnąć je „za uszy” do czynów ponad jego siły i...
potrzeby”
Tak
postępowanie Piłsudskiego i jego duchową sylwetkę widział i analizował główny
jego antagonista, Roman Dmowski. Tak to widział, hr. Kossakowski.
Co wynika z tej wypowiedzi? Piłsudski traktował polskie, wyniszczone
wojną społeczeństwo, jako swoiste „mięso polityczne”, a uruchomione na drodze wojny,
pozwoli mu na wyniesienia jego osoby na wielką postać historyczną, która pod
pretekstem patriotycznej retoryki i rzekomo dyplomatycznych decyzji, (
konferencje w Helsinkach) stanie się czołowym i wielkim mężem stanu Europy
Wschodniej. Chciał wykorzystać ledwo powstała Polskę dla swojej, prywatnej
chwały. Sprzeniewierzył się tym samym swoim pierwotnym, pozytywnym działaniom. Tej jego ukrytej ambicji uległo
ówczesna elita polityczna, obarczając go prawie nieograniczoną władzą. Brak
kontroli nad nim ze strony otoczenia doprowadziło Polskę do przyszłej, wielkiej
tragedii.
Jak to już autor w innym miejscu wyraził,
wyprawa na Kijów była wielkim błędem. Uruchomiła proces politycznych awarii,
który trwa do dzisiaj. Piłsudski nie
uwzględnił wielkiego potencjału bolszewików, którzy przecież przejęli po Rosji
Carskiej i potencjał ludzki i materialny, dodatkowo także od pokonanych Białych
(Denikin i Wrangel, Korniłow i inni). Ta wyprawa, podjęta mimo prób bolszewików
(negocjacje w Mikaszewiczach i Białowieży) wynegocjowania pokoju, dość
korzystnego dla Polski, została pojęta wbrew interesom Polski. Musiała wywołać
reperkusje, czego nie trudno było już wtedy przewidzieć. Tym bardziej, że
Polska nie dysponowała, wbrew poglądom Piłsudskiego, dostatecznego potencjału obronnego.
Na odpowiedź nie czekano długo. W połowie
czerwca ruszyła nawała i już na początku sierpnia 1920 r. znalazła się pod
Warszawą i Lwowem. Był to pierwszy w XX wieku, a może w historii, „Blitzkrieg”,
który o mało nie skończył się „Finis Poloniae”! Uratowało nas nie wojsko, choć
bohaterskie, które zostało zepchnięte pod Warszawę, Lwów, Ciechanów i dalej.
Uratowała nas ta nasza wojskowa klęska!!. Ruscy
posunęli się tak daleko, że zawiodły „tyły”, które nie zdołały zaopatrzyć
walczących wojsk, ale o tym historia nie mówi. No i uratował nas…. Stalin!!! co
też historycy i publicystyka historyczna zataja. A była tak!!
A było rak. Pod konie lipca 1020 r. biuro
polityczne (?) WKP(b).
(czy już się tak nazywał (?) wydało dyrektywę,
by oddziały Jegorowa frontu południowo-zachodniego, łącznie z oddziałami I
Konarmii Budionnego, ruszyły na pomoc Tuchaczewskiemu pod Warszawę. Rozkaz ten
dotarł do oddziałów pod Lwowem 12-sierpinia 1920 r.(n. b. przechwycony przez
polski wywiad Kowalewskiego) i został zignorowany przez …. Stalina, ówczesnego
oficera politycznego armii ( oskarżono potem o niewykonanie tego manewru
Trockiego (WKP(b) str.174) . Dzięki temu w lukę między armią Tuchaczewskiego, a
Jegorowa, stojącą pod Lwowem, mogły wejść armie znad Wieprza i zadać armii Tuchaczewskiego
„prawego sierpowego”. Nawiasem mówiąc, czemu publicystyka historyczna zataja,
zarówno armia radziecka, jak i armia polska były źle zaopatrzone, źle
umundurowana, przeważnie w „łachmanach”, bo inaczej być nie mogło. Armie
polskie były wyczerpane, armie znad Wieprza, to była zbieranina ochotników i
oddziałów zaciągniętych z innych frontów (od Sikorskiego, Iwaszkiewicza)
słabo wyszkolonych. Nie mówi się też, że dn. 12
sierpnia Piłsudski złożył na ręce premiera Witosa (chłop) dymisję, która nie
została przyjęta, potem uszedł i próbował popełnić samobójstwo. Gdy front w
wyniku ataku znad Wieprza został przełamany, to Piłsudski nagle pojawił się na
froncie, a zwycięstwo przypisał sobie (architektem tego zwycięstwa był gen.
Rozwadowski, co potem przypłacił śmiercią). Reasumując, nie ujmując bohaterstwu
polskiemu żołnierzowi, to nie była zwycięska wojna, polskie wojsko nie odniosła
wielkiego zwycięstwa, które uratowało Europę od bolszewizmu, choć rezultat był
właśnie taki, lecz była to bitwa przegrana przez bolszewików i tak należy na to
patrzeć. Ta przegrana przez nich wojna, a właściwie tylko bitwa, zaowocuje w
przyszłości tragicznymi następstwami zarówno dla Rosji jak i Polsk.
Niepotrzebnie gloryfikujemy nasze sukcesy,
zamiast umiejętnie je analizować.
Stalinowi to sprzeniewierzenia się rozkazowi
pod Lwowem musiało ciążyć całe życie. Był sądzony i skazany na śmierć, ale się
jakoś z tego wiwinął (też o tym fakcie historycy milczą). Bo taka jest natura
ludzka, że porażki pamięta się całe życie i ciążą całe życie. Tak musiało być
ze Stalinem. Tu leży tajemnica jego uporu przed oddaniem Polsce Lwowa w 1945 r.
Nie zdobył go w 1920 roku. I ty leży tajemnica czystek w ZSRR za jego rządów.
Zbyt wielu wiedziało o jego niesubordynacji. W walc o bezwzględną władzę, jaką
toczył, musiał ze swej drogi usuwać tych, co znali jego tajemnicę. Nie musiał
przecież przeciwników mordować. Mógł ich usunąć. Posłać na Syberię, jak to
stało się ze zbuntowanymi eserowcami z 1918 r (Spiridonowa, Kamkow, Sawinkow).
To było za mało. Oni wiedzieli. musieli, więc zginąć. W odpowiedniej chwili, w
ewentualnej walce o władzę, mogli przecież ujawnić jego zdradę i się nią
posłuży6ć. Tego się zapewne Stalin bał.
Tak to rozumie autor niniejszego.
Takie zatem decyzje wpływowych ludzi (zdrada
Stalina) wpływają na historię.
A
Piłsudski?
Decyzja Piłsudskiego marszu na Kijów w 1920
roku owocuje ujemnie do dzisiaj. Ten sam efekt, jaki uzyskała Polska w wyniku
klęski bolszewików pod Warszawą był do uzyskania drogą pokojową. Jak wyżej wspomniano,
bolszewicy oferowali pokój i daleko wysunięte na wschód granice. Zgoda na ich
ofertę, acz niepewną, podejrzaną, mało wiarygodną, była lepsza niż wojna.
Pokój zawsze się wygrywa, wojnę się wygrywa lub
przegrywa.
Zgoda na propozycje Lenina przyniosłaby Polsce
estymę w Europie, która była przeciwna tej wojnie, tak po stronie wielu rządów
europejskich jak i opinii publicznej. Świadczą o tym protesty w wielu krajach,
strajki dokerów, blokady portów, hasło „ręce precz od Rosji”. Zawarcie układu pokojowego
z bolszewikami w 1919 roku przerwałoby wielowiekową wrogość między
społecznością polską a rosyjską, przysporzyłoby Polsce uznanie na arenie
międzynarodowej i pomogło w dalszych, korzystnych akcjach dyplomatycznych. Być
może uniknięto by Rapallo i Locarno. W istocie układ pokojowy jest zawsze
korzystniejszy i pewniejszy niż niepewna wojna. Piłsudski bał się podobno, mimo
zawarcia układu z bolszewikami, napaści w przyszłości, co w istocie mogło
nastąpić, Lecz wtedy Polska znalazłaby się w korzystniejszej sytuacji
międzynarodowej, uzyskałaby poparcie międzynarodowe i hasło „ręce precz od
Polski”, i miałaby czas na rzetelne przygotowania się do ewentualnej obrony. Ta
napaść w istocie nastąpiła w 1939 r., ale jako odwet za tamtą wojnę. Polska,
zatem wygrała bitwę, ale nie wojnę. Po tej wygranej pozostała w Rosji nienawiść
do Polski, władz i społeczeństwa, która tli się nadal. Dlatego ustanowienie
święta Wojska Polskiego w dniu 15 sierpnia było błędne, bo było skierowane
przeciwko sąsiadowi. Takie święto powinno mieć wydźwięk pozbawiony aluzji historycznych.
Nawiasem mówiąc, politycy rosyjscy próbowali
wygasić po dojściu do władzy Gorbaczowa tę nieprzyjazną atmosferę. Dowodzi tego
przyznanie się do mordu Katyńskiego, przekazanie dokumentów przez Jelcyna,
wizyta Putina na Westerplatte w rocznice wybuchu II Wojny Światowej, jego dość
przyjazne słowa. Wreszcie uporządkowanie miejsca kaźni i umowa o budowie
cmentarza w 1984 r. i zbudowanie tego cmentarza. Kolejnym aktem było
zorganizowanie przez władze Polskie i Rosyjskie wspólnej mszy świętej w 2010
roku. Wszystko to wróżyło trwałym unormowaniu relacji polsko-rosyjskich w
duchu, jeśli nie przyjaźni, to w duchu zapomnienie i wybaczenia obopólnych
waśni. Posłużył temu i wspólny dokument Patriarchy Cyryla i metropolity
Michalika z 2012 r.
Stało sie jednak inaczej. Wrogość po obu
stronach narasta i to bardziej z naszej strony.
Rosję czeka akt „katharsis” po tym wszystkim,
co ją spotkało i co sprawili sobie i innym. Rosja była na dobrej drodze do tego
aktu. Myśmy im w tym w pewnej mierze przeszkodzili.
S u w e r e n n o ś ć
Pojęcie suwerenności i jego ewolucja
„Suwerenność państw jest jednym z podstawowych
terminów prawa międzynarodowego. Oznacza ona niezależność państwa, wyrażającą
się w posiadaniu osobowości prawnej, stanowiącej najwyższą władzę na danym
terytorium. Państwo suwerenne jest zatem w stosunkach
międzynarodowych podmiotem prawa międzynarodowego.
Władze państwowe mogą więc podejmować dowolne działania, takie, jakie uznają za
najkorzystniejsze dla interesów danego państwa. Jednakże granicą wykonywania
władzy suwerennej jest poszanowanie suwerenności innych, pozostałych podmiotów
prawa międzynarodowego oraz norm, które przyjęły na siebie w wyniku
podpisywania różnego typu zobowiązań prawno-międzynarodowych”„
Tak formuje to pojęcie Wikipedia. Prze II Wojną
Światową Polska była w pełni suwerenna. I co z tego. Żyła w otoczeniu dwu
wrogich organizmów, które zdusiły ją jak orzech w „dziadku do orzechów”. Nic nam
z tej suwerenności nie przyszło. Bo na suwerenność zdobywać się może tylko wielkie
i silne państwo, takie państwo jak Rosja, Chiny, USA, czy Japonia. Suwerenność
dla innych państw jest iluzją. Dla Polski byłoby lepiej, by w latach
międzywojennych nie była w pełni suwerenna, by była związana zależnościami z
którymś z sąsiadów. Były takie próby związania się Polski Niemcami. To
związanie było jednak niebezpieczne. O wiele lepsze byłoby związanie się z
ZSRR. Były i takie namowy ze strony zachodnich aliantów w sierpniu 1939r.
Polscy politycy nie zgodzili się. I to był historyczny błąd, który zaowocował
napaścią, kosztował nas utratą niepodległości i określił dalsze losy. Istotą
nie było samo wiązanie się wojskowe z ZSRR. Bano się takiego układu, bo ciążył
strach przed zemstą za rok 1920. Należało jednak podjąć same negocjacje,
prowadzić je w sposób przewlekły, może zawrzeć jakiś połowiczy, wstępny układ.
Rzecz przecież polegał na tym, ażeby odwieść Hitlera od ataku na wschód. Politycy
polscy zachowali się infantylnie, do końca nie wierzyli w napaść, nie
przygotowali kraju i wojska do obrony. Nb. 28 wrześnie prezydent Mościcki udał
się na urlop.
A układ Ribbentrop-Mołotow i poprzednie aktu
agresji Hitlera wyraźnie wskazywały na możliwą napaść.
Stalin marzył o kolejnej wojnie
imperialistycznej. Wolałby sprowokować napuścić Hitlera ku zachodowi. Niechby
imperialiści sie wybili, a on wejdzie na zgliszcza. Takie pragnienie wynikało z
doktryny bolszewików. Skoro to się nie udało z powodu oporu Polski, (bo tak
należy oceniać tamte decyzje) to zawarł pakt z Hitlerem. Stalin wiedział,
dlaczego Zachód kieruje atak Hitlera na Wschód. Układ R-M miał dla Stalina na
celu odsunięcie linii przyszłego ataku, niezależnie, kto pierwszy zaatakuje, na
zachód od Kijowa, Mińska i Leningradu. O tym się w publicystyce historycznej
mało mówi, lecz taka myśl jest istotna. Można wyrazić i taką myśl przewrotną,
że układ Ribbentrop- Mołotow uratował Polskę. Bo inaczej Hitler, przy starej
granicy, po agresji, zdobyłby niechybnie Moskwę, a to oznaczało „Finis
Poloniae”. Wszystkie nasze nieszczęścia na Wschodzie nie wynikały z samego układu
R-M, lecz były wynikiem amoralności obu napastników i nie musiały mieć miejsca.
Wracając do pojęcia „suwerenności” należy
stwierdzić, że upieranie się przy pełnej suwerenności państwowej jest niestosowne.
Pełnej suwerenności nie ma żadne, nawet średnie państwo. Wszystkie są od siebie
uzależnione. Co więcej, prostemu obywatelowi „suwerenność” nie jest do
szczęścia potrzebna. Jemu jest potrzebna stabilna, dobrze płatna praca,
bezpieczeństwo socjalne, stabilność gospodarcza, przyzwoite mieszkanie, dobrze
funkcjonująca administracja, dostępne szkolnictwo i służba zdrowia i podobne
dobra. Suwerenność to pojęcie miłe dla elit rządzących. W dzisiejszym świecie nie mamy państwowości w
pełni suwerennych, a dążenie do takiego stanu jest nie do zrealizowania.
Najlepszym przykładem jest Unia Europejska, w której państwowe składniki
zrezygnowały z takiego stanu na rzecz wspólnoty państwowej i prawnej. Zasadność
takiego stanu dowodzi powstanie, w wyniku decyzji twórców Unii, wspólnota
moralna, gospodarcza i kulturowa, oraz długotrwały pokój. Polska Ludowa nie
była suwerenna, a jej brak doskwierał rządzącym. Wszelkie ujemne konsekwencje
pochodziły nie z braku suwerenności, a z błędnej ekonomiki.
Owa błędność została doskonale opisana przez
węgierskiego ekonomistę Janosa Kornaia w dziele „Ekonomia niedoboru”. Dotyczyła
ona zresztą wszystkie demoludy.
Teheran i Jałta
Publicystyka historyczna, ta prolondyńska i
obecna, wmawiała i wmawia społeczeństwu zdradę Polski przez polityków Zachodu w
czasie konferencji w Teheranie i Jałcie. Decyzje tam zapadłe, uwarunkowane były
nie złą wolą Churchilla i Roosvelta, którzy ulegli Stalinowi, a sytuacją
strategiczno-polityczną świata i koniecznością szybkiego pokonania Niemiec
Hitlerowskich i Japonii. Los Polski podporządkowany był tym wymogom. Decyzje
tam zapadłe, łącznie z decyzjami Poczdamskimi, choć stale uznawane nadal przez
publicystykę i polityków za zdradę
Polskich interesów, sprzedanie Polski ZSRR i
inne bezeceństwa, były dla Polski prawie że zbawienne (tak uważa autor). Po krotce:
dano nam Polską między dwoma rzekami, ludnościowo stabilną (także i po tragedii
Żydów), dano jej dawne ziemie słowiańskie i Mazury i Gdańsk, odebrano ziemie
wschodnie, które były, i mogły być nadal zarzewiem wojny domowej i zapewne by w
końcu od Polski odpadły. To były decyzje niechciane przez polityków
londyńskich, lecz obiektywnie korzystne, co dopiero dzisiaj jest widoczne. Co
więcej, w wyniku tych decyzji Niemcy zeszły z pozycji mocarstwa do roli
wielkiego, acz niegroźne państwa. Natomiast mocą decyzji, z1947 r. Sojuszniczej
Rady Kontroli, zostało rozwiązane Państwo Pruskie, które wyrosło i zostało
wykarmione w całości na ziemiach słowiańskich (od roku 939 r. poprzez Cedynię,
972 r. i dalsze wojny z Piastami, nieszczęsne sprowadzenie Krzyżaków, aż do
roku 1045).
Nawet oddanie Polski pod parasol Radziecki
okazał się korzystny. Ziemie Zachodnie zostały mocą umów oddane Polsce na 25
lat. To też jest przemilczane. Nie zawarto
źadnego układu pokojowego, Roszczenia
Niemieckie nie wygasały. Tylko przynależność Polski do „obozu socjalizmu” było
rękojmią naszego bezpieczeństwa granicznego. Dopiero spotkanie w 1989 r w Krzyżowej
prem. Mazowieckiego z kanclerzem Kohlem ostatecznie sprawiło pogodzenie się
Niemiec z utratą dawnych ziem.
Umowy więc Teherańskie i Jałtańskie (Poczdamskie)
należy w perspektywie historycznej uznać za korzystne dla Polski. Mamy Polskę
między dwoma rzekami „ewieges Poland” I mamy na zachodzie przyjazne państwo,
jak nigdy w historii. Czy potrafimy to cenić?
Za zachodnią granicą wymarła już społeczność,
która zadała światu, Żydom i Polsce cierpienia i wielostronne straty wprost
niepowetowane. Wyrosło drugie, trzecie i wyrasta czwarte pokolenie Niemców i Europejczyków,
dla których II Wojna Światowa to prawie nieznany ląd.
To ludzie, którzy tej wojny nie przeżyli, a
znają ją z literatury i to właściwie literacko. A to nie to samo. Szczególnie
ogromna większość młodych Niemców godzi się na „status quo” obecnej sytuacji
politycznej, granicznej i wszelkiej innej. Wysoka rola Niemiec w obecnej Unii
Europejskiej i ich rola gospodarcza jest satysfakcjonującą dla nich ideologią.
Społeczeństwo Niemieckie i władze Republiki
stały się przyjaźnie nastawione do Polski i Polaków. I to jest też naszą wielka
zdobyczą historyczną. Nigdy w historii tak nie było. Dlatego to ich do nas
nastawienie i nasza pozycja polityczna w Europie, także za sprawą polityków
niemieckich, to swoiste odwrócenie historii. Szkoda, że nie stało się tak w
stosunkach z Rosją. Państwo otoczone przyjaciółki jest bezpieczniejsze.
Zapewnia to nam Unia Europejska i N ATO, choć ta pozycja to swoiste zapewne ograniczenie
„suwerenności”.
Mimo wielu zastrzeżeń do podjętych decyzji
politycznych i gospodarczych ostatnich
27 lat, należy uznać, że historia wreszcie nam sprzyjała. Zgodnie jednak z
filozofią Hegla zaanektowaną przez marksizm, zjawiska i procesy, bywa, że
zamieniają się w swoje przeciwieństwa. Autorowi niniejszego wydaje się, że
obecnie mamy do czynienia z taką przemianą. A zaczęła się ona tragiczną
katastrofą pod Smoleńskiem, zawinioną, jak wiele innych naszych nieszczęść,
przez nas samych, przez naszą utrwaloną, polska niefrasobliwość, która tyle
razy przejawiała się w historii. Nasze nieszczęścia lubimy przypisywać innym,
zapominając, ze my sami jesteśmy sobie winni.
W obecnych działaniach politycznych doszukać
się można
punktu zwrotnego historii. Konflikty z Unią
Europejską,
wynikające z naszym pojęciem „suwerenności”,
wysuwanie roszczeń finansowych w stosunku do Niemiec i Rosji, stosunek władz w odniesieniu
do uchodźców, to owe punkty zwrotne, odwracające nasze relacje polityczne z
otoczeniem europejskim. Uruchomiony został demon podobny do tego, jakiego
uruchomił Piłsudski w Kijowie. I tak, uruchomienie
w umysłach Polaków, młodych Niemców i Rosjan, wygasłych lub wygasających już
animozji do Polski, mogą na nowo zostać uruchomione i utrwalić się na
pokolenia, jeśli nie zostaną w porę zaniechane. Raz uruchomione mogą narastać, potęgować
i zaowocować w przyszłości dalszej lub nawet bliższej katastrofalnymi
następstwami. W obecnej polityce widzieć należy małostkowe lekceważenie
dalekosiężnego, interesu politycznego i historycznego Polski. Także prosta
analiza stanu umysłów społeczeństwa, jego słabość polityczna, brak zwartej i
inteligentnej opozycji, wróżą jak najgorzej. Agresywność nosicieli nowej
ideologii, ich władcza pazerność, nieprzewidywalność prowadzi do utrwalenie
stanu naszej niekorzystnej pozycji politycznej w Europie. Obraz może zacząć być
podobny do tego z początków naszej państwowości 1918 r. A co się po tym stało,
jak toczył się dalszy proces historii, to wiedzą tylko nieliczni jeszcze
świadkowie perspektywicznie myślący.
Czy zatem tytuł tego eseju jest poprawny?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz