wtorek, 10 października 2017

Kasandra

Rola Piłsudskiego w polskiej historii                        
                          
                  K  a  s  a  n  d  r  a
Polscy politycy odznaczali się w historii większości dużą krótkowzrocznym myśleniem i błędnymi decyzjami politycznymi. Byli naiwni, niedouczeni, nie potrafili myśleć perspektywicznie i brak im było myślenia analitycznego. Takim politykiem był Bolesław Krzywousty, Konrad Mazowiecki, Władysław Warneńczyk, Zygmunt Stary, jego syn Zygmunt August, Sobieski no i większość polskich magnatów. Swoimi błędnymi decyzjami politycznymi i historycznymi sprowadzili na Polskę wiele nieszczęść. Historycy o tym wiedzą, nie wie o tym szare społeczeństwo i kształcona obecnie młodzież. Inaczej natomiast postępowali władcy sąsiednich społeczności, Habsburgowie, Hochencolernowie, carowie rosyjscy. Dlatego nasz państwo systematycznie i powoli upadało, a tamte rosły w siłę.

    Obecnie ponownie gloryfikowany Piłsudski był jednym z gorszych polityków (według autora) i nie zasługuje na taką gloryfikację. To on swoją błędną polityką sprowadziła na Polskę II Wojnę Światową!  Historia to proces ciągły, zazębiający się, błędne decyzję zawsze owocują dalszymi błędami, czy wręcz katastrofami. Doznaliśmy tego na własnym ciele. Temat to szeroki i rozległy, trudno ująć go w krótkim eseju. Lecz spróbujmy.

   Na wstępie przytoczmy wypowiedź Piłsudskiego, daną na Zamku Warszawskim dnia 31 lipca 1019 r. hrabiemu Michałowi Kossakowskiemu.             
„Mamy takie nieocenione chwile, taką wspaniałą okazję dokonania na wschodzie wielkich rzeczy, zajęcia miejsca Rosji, tylko z odmiennymi hasłami, i wahamy się? Boimy się dokonać czynów śmiałych, choćby wbrew koalicji [...] Siły Rosji nie boję się. Gdybym teraz chciał, szedłbym teraz choćby do Moskwy, i nikt by nie zdołał przeciwstawić się mej sile. Trzeba jednak na to wyraźnie wiedzieć, czego się chce i do czego dąży. Oglądając się na humory cudze, nic nie zrobimy. [...] Zginę raczej, niźlibym miał z czasem rozpaczać, że mi zabrakło odwagi do wyzyskania może jedynej okazji wskrzeszenia całej wielkiej i potężnej Polski. [...] Potrzeba nam więcej wiary w nasze siły i więcej odwagi, inaczej zginiemy i nie zdołamy spełnić naszego zadania tak odgraniczyć Polskę od wrogów, żeby mogła wielkość swą wypisać nie drogą rewolucji i strasznych eksperymentów wschodu, lecz drogą ewolucji. Piętno niewoli kołacze nam w duszach. Mimo tysiącznych dowodów, jak potężna jest siła kultury polskiej i ile zdziałała ona w ostatnich latach, – podczas których Polska, jako państwo już nie istniała – boimy się dać jej zadania zbyt wielkie teraz, gdy siła kultury poparta została przez państwowość. I cóż z tego, że nasze pokolenie jest zgniłe, spodlałe w kolebce niewoli, za nim przyjdą nowe pokolenia i upomną się o warunki egzystencji lepsze niźli te, jakie niektórym z naszych obecnych tchórzów zdają się wystarczać.” (podkreślenie autora)

 „Można te niezwykle charakterystyczne dla Piłsudskiego słowa, wyrażające jego postawę życiową i wielokrotnie, przy rozmaitych okazjach i w różnych kontekstach powtarzane,
potraktować, jako wyraz niebezpiecznego na szczeblu Naczelnika Państwa romantycznego heroizmu, anachronicznej postawy zapatrzonego w dawnych bohaterów historii megalomana, który stawia się ponad społeczeństwem, by próbować ciągnąć je „za uszy” do czynów ponad jego siły i... potrzeby”
 Tak postępowanie Piłsudskiego i jego duchową sylwetkę widział i analizował główny jego antagonista, Roman Dmowski. Tak to widział, hr. Kossakowski.

Co wynika z tej wypowiedzi?  Piłsudski traktował polskie, wyniszczone wojną społeczeństwo, jako swoiste „mięso polityczne”, a uruchomione na drodze wojny, pozwoli mu na wyniesienia jego osoby na wielką postać historyczną, która pod pretekstem patriotycznej retoryki i rzekomo dyplomatycznych decyzji, ( konferencje w Helsinkach) stanie się czołowym i wielkim mężem stanu Europy Wschodniej. Chciał wykorzystać ledwo powstała Polskę dla swojej, prywatnej chwały. Sprzeniewierzył się tym samym swoim pierwotnym, pozytywnym działaniom. Tej jego ukrytej ambicji uległo ówczesna elita polityczna, obarczając go prawie nieograniczoną władzą. Brak kontroli nad nim ze strony otoczenia doprowadziło Polskę do przyszłej, wielkiej tragedii.

Jak to już autor w innym miejscu wyraził, wyprawa na Kijów była wielkim błędem. Uruchomiła proces politycznych awarii, który trwa do dzisiaj.  Piłsudski nie uwzględnił wielkiego potencjału bolszewików, którzy przecież przejęli po Rosji Carskiej i potencjał ludzki i materialny, dodatkowo także od pokonanych Białych (Denikin i Wrangel, Korniłow i inni). Ta wyprawa, podjęta mimo prób bolszewików (negocjacje w Mikaszewiczach i Białowieży) wynegocjowania pokoju, dość korzystnego dla Polski, została pojęta wbrew interesom Polski. Musiała wywołać reperkusje, czego nie trudno było już wtedy przewidzieć. Tym bardziej, że Polska nie dysponowała, wbrew poglądom Piłsudskiego, dostatecznego potencjału obronnego.

Na odpowiedź nie czekano długo. W połowie czerwca ruszyła nawała i już na początku sierpnia 1920 r. znalazła się pod Warszawą i Lwowem. Był to pierwszy w XX wieku, a może w historii, „Blitzkrieg”, który o mało nie skończył się „Finis Poloniae”! Uratowało nas nie wojsko, choć bohaterskie, które zostało zepchnięte pod Warszawę, Lwów, Ciechanów i dalej.
Uratowała nas ta nasza wojskowa klęska!!. Ruscy posunęli się tak daleko, że zawiodły „tyły”, które nie zdołały zaopatrzyć walczących wojsk, ale o tym historia nie mówi. No i uratował nas…. Stalin!!! co też historycy i publicystyka historyczna zataja. A była tak!!

A było rak. Pod konie lipca 1020 r. biuro polityczne (?) WKP(b).
(czy już się tak nazywał (?) wydało dyrektywę, by oddziały Jegorowa frontu południowo-zachodniego, łącznie z oddziałami I Konarmii Budionnego, ruszyły na pomoc Tuchaczewskiemu pod Warszawę. Rozkaz ten dotarł do oddziałów pod Lwowem 12-sierpinia 1920 r.(n. b. przechwycony przez polski wywiad Kowalewskiego) i został zignorowany przez …. Stalina, ówczesnego oficera politycznego armii ( oskarżono potem o niewykonanie tego manewru Trockiego (WKP(b) str.174) . Dzięki temu w lukę między armią Tuchaczewskiego, a Jegorowa, stojącą pod Lwowem, mogły wejść armie znad Wieprza i zadać armii Tuchaczewskiego „prawego sierpowego”. Nawiasem mówiąc, czemu publicystyka historyczna zataja, zarówno armia radziecka, jak i armia polska były źle zaopatrzone, źle umundurowana, przeważnie w „łachmanach”, bo inaczej być nie mogło. Armie polskie były wyczerpane, armie znad Wieprza, to była zbieranina ochotników i oddziałów zaciągniętych z innych frontów (od Sikorskiego, Iwaszkiewicza)       
słabo  wyszkolonych. Nie mówi się też, że dn. 12 sierpnia Piłsudski złożył na ręce premiera Witosa (chłop) dymisję, która nie została przyjęta, potem uszedł i próbował popełnić samobójstwo. Gdy front w wyniku ataku znad Wieprza został przełamany, to Piłsudski nagle pojawił się na froncie, a zwycięstwo przypisał sobie (architektem tego zwycięstwa był gen. Rozwadowski, co potem przypłacił śmiercią). Reasumując, nie ujmując bohaterstwu polskiemu żołnierzowi, to nie była zwycięska wojna, polskie wojsko nie odniosła wielkiego zwycięstwa, które uratowało Europę od bolszewizmu, choć rezultat był właśnie taki, lecz była to bitwa przegrana przez bolszewików i tak należy na to patrzeć. Ta przegrana przez nich wojna, a właściwie tylko bitwa, zaowocuje w przyszłości tragicznymi następstwami zarówno dla Rosji jak i Polsk.  
Niepotrzebnie gloryfikujemy nasze sukcesy, zamiast umiejętnie je analizować.

 Stalinowi to sprzeniewierzenia się rozkazowi pod Lwowem musiało ciążyć całe życie. Był sądzony i skazany na śmierć, ale się jakoś z tego wiwinął (też o tym fakcie historycy milczą). Bo taka jest natura ludzka, że porażki pamięta się całe życie i ciążą całe życie. Tak musiało być ze Stalinem. Tu leży tajemnica jego uporu przed oddaniem Polsce Lwowa w 1945 r. Nie zdobył go w 1920 roku. I ty leży tajemnica czystek w ZSRR za jego rządów. Zbyt wielu wiedziało o jego niesubordynacji. W walc o bezwzględną władzę, jaką toczył, musiał ze swej drogi usuwać tych, co znali jego tajemnicę. Nie musiał przecież przeciwników mordować. Mógł ich usunąć. Posłać na Syberię, jak to stało się ze zbuntowanymi eserowcami z 1918 r (Spiridonowa, Kamkow, Sawinkow). To było za mało. Oni wiedzieli. musieli, więc zginąć. W odpowiedniej chwili, w ewentualnej walce o władzę, mogli przecież ujawnić jego zdradę i się nią posłuży6ć.  Tego się zapewne Stalin bał. Tak to rozumie autor niniejszego.
Takie zatem decyzje wpływowych ludzi (zdrada Stalina) wpływają na historię.

   A Piłsudski?
Decyzja Piłsudskiego marszu na Kijów w 1920 roku owocuje ujemnie do dzisiaj. Ten sam efekt, jaki uzyskała Polska w wyniku klęski bolszewików pod Warszawą był do uzyskania drogą pokojową. Jak wyżej wspomniano, bolszewicy oferowali pokój i daleko wysunięte na wschód granice. Zgoda na ich ofertę, acz niepewną, podejrzaną, mało wiarygodną, była lepsza niż wojna.

Pokój zawsze się wygrywa, wojnę się wygrywa lub przegrywa.
Zgoda na propozycje Lenina przyniosłaby Polsce estymę w Europie, która była przeciwna tej wojnie, tak po stronie wielu rządów europejskich jak i opinii publicznej. Świadczą o tym protesty w wielu krajach, strajki dokerów, blokady portów, hasło „ręce precz od Rosji”. Zawarcie układu pokojowego z bolszewikami w 1919 roku przerwałoby wielowiekową wrogość między społecznością polską a rosyjską, przysporzyłoby Polsce uznanie na arenie międzynarodowej i pomogło w dalszych, korzystnych akcjach dyplomatycznych. Być może uniknięto by Rapallo i Locarno. W istocie układ pokojowy jest zawsze korzystniejszy i pewniejszy niż niepewna wojna. Piłsudski bał się podobno, mimo zawarcia układu z bolszewikami, napaści w przyszłości, co w istocie mogło nastąpić, Lecz wtedy Polska znalazłaby się w korzystniejszej sytuacji międzynarodowej, uzyskałaby poparcie międzynarodowe i hasło „ręce precz od Polski”, i miałaby czas na rzetelne przygotowania się do ewentualnej obrony. Ta napaść w istocie nastąpiła w 1939 r., ale jako odwet za tamtą wojnę. Polska, zatem wygrała bitwę, ale nie wojnę. Po tej wygranej pozostała w Rosji nienawiść do Polski, władz i społeczeństwa, która tli się nadal. Dlatego ustanowienie święta Wojska Polskiego w dniu 15 sierpnia było błędne, bo było skierowane przeciwko sąsiadowi. Takie święto powinno mieć wydźwięk  pozbawiony aluzji historycznych.

Nawiasem mówiąc, politycy rosyjscy próbowali wygasić po dojściu do władzy Gorbaczowa tę nieprzyjazną atmosferę. Dowodzi tego przyznanie się do mordu Katyńskiego, przekazanie dokumentów przez Jelcyna, wizyta Putina na Westerplatte w rocznice wybuchu II Wojny Światowej, jego dość przyjazne słowa. Wreszcie uporządkowanie miejsca kaźni i umowa o budowie cmentarza w 1984 r. i zbudowanie tego cmentarza. Kolejnym aktem było zorganizowanie przez władze Polskie i Rosyjskie wspólnej mszy świętej w 2010 roku. Wszystko to wróżyło trwałym unormowaniu relacji polsko-rosyjskich w duchu, jeśli nie przyjaźni, to w duchu zapomnienie i wybaczenia obopólnych waśni. Posłużył temu i wspólny dokument Patriarchy Cyryla i metropolity Michalika z 2012 r.
Stało sie jednak inaczej. Wrogość po obu stronach narasta i to bardziej z naszej strony.

Rosję czeka akt „katharsis” po tym wszystkim, co ją spotkało i co sprawili sobie i innym. Rosja była na dobrej drodze do tego aktu. Myśmy im w tym w pewnej mierze przeszkodzili.

                                  
                             S u w e r e n n o ś ć
Pojęcie suwerenności i jego ewolucja
„Suwerenność państw jest jednym z podstawowych terminów prawa międzynarodowego. Oznacza ona niezależność państwa, wyrażającą się w posiadaniu osobowości prawnej, stanowiącej najwyższą władzę na danym terytorium. Państwo suwerenne jest zatem w stosunkach międzynarodowych podmiotem prawa międzynarodowego. Władze państwowe mogą więc podejmować dowolne działania, takie, jakie uznają za najkorzystniejsze dla interesów danego państwa. Jednakże granicą wykonywania władzy suwerennej jest poszanowanie suwerenności innych, pozostałych podmiotów prawa międzynarodowego oraz norm, które przyjęły na siebie w wyniku podpisywania różnego typu zobowiązań prawno-międzynarodowych”„

Tak formuje to pojęcie Wikipedia. Prze II Wojną Światową Polska była w pełni suwerenna. I co z tego. Żyła w otoczeniu dwu wrogich organizmów, które zdusiły ją jak orzech w „dziadku do orzechów”. Nic nam z tej suwerenności nie przyszło. Bo na suwerenność zdobywać się może tylko wielkie i silne państwo, takie państwo jak Rosja, Chiny, USA, czy Japonia. Suwerenność dla innych państw jest iluzją. Dla Polski byłoby lepiej, by w latach międzywojennych nie była w pełni suwerenna, by była związana zależnościami z którymś z sąsiadów. Były takie próby związania się Polski Niemcami. To związanie było jednak niebezpieczne. O wiele lepsze byłoby związanie się z ZSRR. Były i takie namowy ze strony zachodnich aliantów w sierpniu 1939r. Polscy politycy nie zgodzili się. I to był historyczny błąd, który zaowocował napaścią, kosztował nas utratą niepodległości i określił dalsze losy. Istotą nie było samo wiązanie się wojskowe z ZSRR. Bano się takiego układu, bo ciążył strach przed zemstą za rok 1920. Należało jednak podjąć same negocjacje, prowadzić je w sposób przewlekły, może zawrzeć jakiś połowiczy, wstępny układ. Rzecz przecież polegał na tym, ażeby odwieść Hitlera od ataku na wschód. Politycy polscy zachowali się infantylnie, do końca nie wierzyli w napaść, nie przygotowali kraju i wojska do obrony. Nb. 28 wrześnie prezydent Mościcki udał się na urlop.
A układ Ribbentrop-Mołotow i poprzednie aktu agresji Hitlera wyraźnie wskazywały na możliwą napaść.

Stalin marzył o kolejnej wojnie imperialistycznej. Wolałby sprowokować napuścić Hitlera ku zachodowi. Niechby imperialiści sie wybili, a on wejdzie na zgliszcza. Takie pragnienie wynikało z doktryny bolszewików. Skoro to się nie udało z powodu oporu Polski, (bo tak należy oceniać tamte decyzje) to zawarł pakt z Hitlerem. Stalin wiedział, dlaczego Zachód kieruje atak Hitlera na Wschód. Układ R-M miał dla Stalina na celu odsunięcie linii przyszłego ataku, niezależnie, kto pierwszy zaatakuje, na zachód od Kijowa, Mińska i Leningradu. O tym się w publicystyce historycznej mało mówi, lecz taka myśl jest istotna. Można wyrazić i taką myśl przewrotną, że układ Ribbentrop- Mołotow uratował Polskę. Bo inaczej Hitler, przy starej granicy, po agresji, zdobyłby niechybnie Moskwę, a to oznaczało „Finis Poloniae”. Wszystkie nasze nieszczęścia na Wschodzie nie wynikały z samego układu R-M, lecz były wynikiem amoralności obu napastników i nie musiały mieć miejsca.

Wracając do pojęcia „suwerenności” należy stwierdzić, że upieranie się przy pełnej suwerenności państwowej jest niestosowne. Pełnej suwerenności nie ma żadne, nawet średnie państwo. Wszystkie są od siebie uzależnione. Co więcej, prostemu obywatelowi „suwerenność” nie jest do szczęścia potrzebna. Jemu jest potrzebna stabilna, dobrze płatna praca, bezpieczeństwo socjalne, stabilność gospodarcza, przyzwoite mieszkanie, dobrze funkcjonująca administracja, dostępne szkolnictwo i służba zdrowia i podobne dobra. Suwerenność to pojęcie miłe dla elit rządzących.  W dzisiejszym świecie nie mamy państwowości w pełni suwerennych, a dążenie do takiego stanu jest nie do zrealizowania. Najlepszym przykładem jest Unia Europejska, w której państwowe składniki zrezygnowały z takiego stanu na rzecz wspólnoty państwowej i prawnej. Zasadność takiego stanu dowodzi powstanie, w wyniku decyzji twórców Unii, wspólnota moralna, gospodarcza i kulturowa, oraz długotrwały pokój. Polska Ludowa nie była suwerenna, a jej brak doskwierał rządzącym. Wszelkie ujemne konsekwencje pochodziły nie z braku suwerenności, a z błędnej ekonomiki.
Owa błędność została doskonale opisana przez węgierskiego ekonomistę Janosa Kornaia w dziele „Ekonomia niedoboru”. Dotyczyła ona zresztą wszystkie demoludy.

                           Teheran i Jałta

Publicystyka historyczna, ta prolondyńska i obecna, wmawiała i wmawia społeczeństwu zdradę Polski przez polityków Zachodu w czasie konferencji w Teheranie i Jałcie. Decyzje tam zapadłe, uwarunkowane były nie złą wolą Churchilla i Roosvelta, którzy ulegli Stalinowi, a sytuacją strategiczno-polityczną świata i koniecznością szybkiego pokonania Niemiec Hitlerowskich i Japonii. Los Polski podporządkowany był tym wymogom. Decyzje tam zapadłe, łącznie z decyzjami Poczdamskimi, choć stale uznawane nadal przez publicystykę i polityków za zdradę
Polskich interesów, sprzedanie Polski ZSRR i inne bezeceństwa, były dla Polski prawie że zbawienne (tak uważa autor). Po krotce: dano nam Polską między dwoma rzekami, ludnościowo stabilną (także i po tragedii Żydów), dano jej dawne ziemie słowiańskie i Mazury i Gdańsk, odebrano ziemie wschodnie, które były, i mogły być nadal zarzewiem wojny domowej i zapewne by w końcu od Polski odpadły. To były decyzje niechciane przez polityków londyńskich, lecz obiektywnie korzystne, co dopiero dzisiaj jest widoczne. Co więcej, w wyniku tych decyzji Niemcy zeszły z pozycji mocarstwa do roli wielkiego, acz niegroźne państwa. Natomiast mocą decyzji, z1947 r. Sojuszniczej Rady Kontroli, zostało rozwiązane Państwo Pruskie, które wyrosło i zostało wykarmione w całości na ziemiach słowiańskich (od roku 939 r. poprzez Cedynię, 972 r. i dalsze wojny z Piastami, nieszczęsne sprowadzenie Krzyżaków, aż do roku 1045).
  
Nawet oddanie Polski pod parasol Radziecki okazał się korzystny. Ziemie Zachodnie zostały mocą umów oddane Polsce na 25 lat. To też jest przemilczane. Nie zawarto
źadnego układu pokojowego, Roszczenia Niemieckie nie wygasały. Tylko przynależność Polski do „obozu socjalizmu” było rękojmią naszego bezpieczeństwa granicznego. Dopiero spotkanie w 1989 r w Krzyżowej prem. Mazowieckiego z kanclerzem Kohlem ostatecznie sprawiło pogodzenie się Niemiec z utratą dawnych ziem.
Umowy więc Teherańskie i Jałtańskie (Poczdamskie) należy w perspektywie historycznej uznać za korzystne dla Polski. Mamy Polskę między dwoma rzekami „ewieges Poland” I mamy na zachodzie przyjazne państwo, jak nigdy w historii. Czy potrafimy to cenić?

Za zachodnią granicą wymarła już społeczność, która zadała światu, Żydom i Polsce cierpienia i wielostronne straty wprost niepowetowane. Wyrosło drugie, trzecie i wyrasta czwarte pokolenie Niemców i Europejczyków, dla których II Wojna Światowa to prawie nieznany ląd.
To ludzie, którzy tej wojny nie przeżyli, a znają ją z literatury i to właściwie literacko. A to nie to samo. Szczególnie ogromna większość młodych Niemców godzi się na „status quo” obecnej sytuacji politycznej, granicznej i wszelkiej innej. Wysoka rola Niemiec w obecnej Unii Europejskiej i ich rola gospodarcza jest satysfakcjonującą dla nich ideologią.

Społeczeństwo Niemieckie i władze Republiki stały się przyjaźnie nastawione do Polski i Polaków. I to jest też naszą wielka zdobyczą historyczną. Nigdy w historii tak nie było. Dlatego to ich do nas nastawienie i nasza pozycja polityczna w Europie, także za sprawą polityków niemieckich, to swoiste odwrócenie historii. Szkoda, że nie stało się tak w stosunkach z Rosją. Państwo otoczone przyjaciółki jest bezpieczniejsze. Zapewnia to nam Unia Europejska i N ATO, choć ta pozycja to swoiste zapewne ograniczenie „suwerenności”.

Mimo wielu zastrzeżeń do podjętych decyzji politycznych  i gospodarczych ostatnich 27 lat, należy uznać, że historia wreszcie nam sprzyjała. Zgodnie jednak z filozofią Hegla zaanektowaną przez marksizm, zjawiska i procesy, bywa, że zamieniają się w swoje przeciwieństwa. Autorowi niniejszego wydaje się, że obecnie mamy do czynienia z taką przemianą. A zaczęła się ona tragiczną katastrofą pod Smoleńskiem, zawinioną, jak wiele innych naszych nieszczęść, przez nas samych, przez naszą utrwaloną, polska niefrasobliwość, która tyle razy przejawiała się w historii. Nasze nieszczęścia lubimy przypisywać innym, zapominając, ze my sami jesteśmy sobie winni.

W obecnych działaniach politycznych doszukać się można
punktu zwrotnego historii. Konflikty z Unią Europejską,
wynikające z naszym pojęciem „suwerenności”, wysuwanie roszczeń finansowych w stosunku do Niemiec i Rosji, stosunek władz w odniesieniu do uchodźców, to owe punkty zwrotne, odwracające nasze relacje polityczne z otoczeniem europejskim. Uruchomiony został demon podobny do tego, jakiego uruchomił Piłsudski w Kijowie.  I tak, uruchomienie w umysłach Polaków, młodych Niemców i Rosjan, wygasłych lub wygasających już animozji do Polski, mogą na nowo zostać uruchomione i utrwalić się na pokolenia, jeśli nie zostaną w porę zaniechane. Raz uruchomione mogą narastać, potęgować i zaowocować w przyszłości dalszej lub nawet bliższej katastrofalnymi następstwami. W obecnej polityce widzieć należy małostkowe lekceważenie dalekosiężnego, interesu politycznego i historycznego Polski. Także prosta analiza stanu umysłów społeczeństwa, jego słabość polityczna, brak zwartej i inteligentnej opozycji, wróżą jak najgorzej. Agresywność nosicieli nowej ideologii, ich władcza pazerność, nieprzewidywalność prowadzi do utrwalenie stanu naszej niekorzystnej pozycji politycznej w Europie. Obraz może zacząć być podobny do tego z początków naszej państwowości 1918 r. A co się po tym stało, jak toczył się dalszy proces historii, to wiedzą tylko nieliczni jeszcze świadkowie perspektywicznie myślący.     
Czy zatem tytuł tego eseju jest poprawny?






















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz